Cambridge było moim domem przez prawie 4 lata i mimo, że wyjeżdżałam z tego miasta z uśmiechem na ustach to jest kilka rzeczy, za którymi będę tęsknić. Jesteście ciekawi co to takiego?
PUNTING
Pewnie większość z Was zastanawia się co to jest punting? Jest to bardzo popularny szczególnie w Cambridge, ale i w Oksfordzie, sposób na zobaczenie ukrytych zakamarków miasta z poziomu rzeki. Na długiej łodzi, którą steruje jedna osoba przy pomocy długiego (i ciężkiego!) kija może zmieścić się całkiem sporo turystów. Można łódź wynająć na własną rękę, ale wtedy też trzeba mieć w ekipie odważnego, który łódką posteruje bądź wykupić wycieczkę w jednej z firm.
Punting to genialny sposób na spędzenie upalnego popołudnia w gronie znajomych. My często urządzaliśmy sobie pikniki na łódce, popijając schłodzone wino i obserwując mijane college, które wyglądają przepięknie, gdy można podglądać je od podwórka.
KLIMATYCZNE KAWIARNIE
Było ich moim zdaniem za mało, ale te które lubiłam odwiedzałam dosyć często. Niedzielne leniwe śniadania w Stir, wystawy w Espresso Library, jazz na żywo w Hot Numbers, genialna pizza w Aromi… Zresztą co ja się będę rozpisywać, zerknijcie do wpisu o moich ulubionych kawiarniach w Cambridge.
PIKNIKI W PARKACH
To coś co zawsze kochałam w Anglii, od kiedy pojawiały się pierwsze ciepłe dni parki zaczynały tętnić życiem. Pikniki, lunche, grille, gra w siatkówkę, badmintona, krykieta czy po prostu grupy przyjaciół rzucające bumerangiem. W weekendy imprezy trwały do białego rana. Widać życie w parkach, nie tylko na ławeczkach, ale na rozległych terenach zielonych, gdzie całe rodziny godzinami potrafiły wygrzewać się na słoneczku.
Widzę, że powoli kultura piknikowa dociera do Polski, jednak mimo wszystko nadal częściej znajdziemy tabliczkę: zakaz deptania trawnika.
JAZDA NA ROWERZE
Cambridge jest wbrew pozorom niewielkim miastem, gdzie bardzo łatwo poruszać się na rowerze. Nie ma zbyt wielu ścieżek rowerowych za to kultura jazdy na jezdni jest dużo większa niż w Polsce. Kierowcy bardzo szanują rowerzystów, więc moje początkowe obawy o to jak sobie poradzę, po pierwsze na ruchliwej drodze, a po drugie jeżdżąc po lewej stronie, były bardzo na wyrost.
Kochałam poranne przejażdżki do pracy, a także popołudniowe powroty. Miałam ogromny kosz wiklinowy zamontowany na kierownicy, więc zakupy czy nawet spora torba na siłownię, mieściły się w nim bez problemu. Zresztą, wyboru nie miałam, bo samochodu nie posiadaliśmy. Czy mróz, czy wiatr, czy słońce, czy deszcz jakoś do pracy trzeba było dojechać. Pogoda mi nie przeszkadzała (no może oprócz ulew, które zdarzały się może co pół roku i taka przejażdżka nie zostawiała na mnie suchej nitki – w pracy trzymałam zapasowe spodnie i koszulę na wypadek właśnie takich sytuacji), a takie przejażdżki były dla mnie bardzo ważnymi momentami w ciągu dnia. Miałam czas na posłuchanie dobrej muzyki, zebranie myśli czy posłuchanie podcastów. Mocno tęsknię za taką formą odpoczynku.
W mieście jest kilka wypożyczalni rowerów, więc dla turystów spragnionych miejskich wrażeń z perspektywy roweru jest to opcja idealna.
PRZEPIĘKNE STARE MIASTO
No co jak co, ale Cambridge było po prostu piękne. Kochałam leniwe spacery po Starym Mieście, czy szybkie przemierzenie miasta na rowerze w pośpiechu. Zawsze wtedy wzdychałam i cieszyłam się z tego, że mieszkam w tak bajecznym miejscu. Uwielbiałam oprowadzać naszych gości po topowych must see, bo zawsze mogłam znów spojrzeć na Cambridge z perspektywy turysty. College, historia miasta, studencki klimat, mnóstwo zieleni dookoła miasta sprawiały, że często wracam myślami do Cambridge.
SKLEPY CHARYTATYWNE
Sklepy charytatywne czyli charity shops to świetna alternatywa dla tradycyjnych zakupów. W takich sklepach znajdziecie, nie tylko używane ubrania, ale również książki, meble, dodatki do domu. W sumie, czego dusza zapragnie. Jestem pewna, że można w nich znaleźć świetne pamiątki z podróży. Ja wyhaczyłam na przykład grę Monopoly Cambridge Edition. Ale generalnie polecam przede wszystkim dlatego, że dochody z zakupów przekazywane są na cele charytatywne. Jeśli zaciekawiła Was ta idea to zajrzyjcie do wpisu, w którym pisałam o angielskich lumpeksach. Tęsknię za tymi sklepikami, bo nie raz udało mi wygrzebać perełki nad perełkami. Chociaż teraz w polskich ciucholandach też mam całkiem spore pole do popisu.
Jak Wam się spodobała tak krótka opowieść o tym za czym tęsknię w Cambridge? Mielibyście ochotę na wycieczkę do tego uniwersyteckiego miasteczka?