Kategoria: wskazówki
GDZIE ZJEŚĆ W TORUNIU?
Toruń to miasto, w którym spędziliśmy trzy lata podczas studiów licencjackich. Poznaliśmy wtedy to miasto od podszewki. Nie myślcie jednak, że zapodam Wam tu nieaktualne informacje o tym gdzie warto się zatrzymać, aby zjeść coś dobrego. Co to, to nie! Toruń odwiedzamy regularnie i choć z sentymentu zaglądamy w stare kąty to równie chętnie poznajemy nowe punkty na kulinarnej mapie Torunia. Gotowi na wyżerkę?Read More
JAK SIĘ ŻYJE W KLIMACIE TROPIKALNYM? KILKA SŁÓW O ŻYCIU NA PÓŁNOCY AUSTRALII
Jak wygląda życie w klimacie tropikalnym? Początki były trudne, bo jak tylko przyjechaliśmy to od rana lał się z nieba żar, było wiecznie ponad 35 stopni, a wieczorami nadchodziły burze. Deszcz przynosił nieco ulgi, ale praca w takim wilgotnym klimacie dawała mi się we znaki. Prysznic 3 razy dziennie, uciekanie do klimatyzowanych pomieszczeń jeśli tylko się da i wskakiwanie do basenu, który mamy na tarasie.
W pewnym momencie pogoda się popsuła, padało non stop. Temperatura nieco spadła więc w końcu zaczęłam normalnie oddychać i funkcjonować. Od miesiąca były już trzy zagrożenia cyklonem. Tu na północ wiedzie tylko jedna droga (którą pokonaliśmy jadąc do Cairns z Brisbane). Niby autostrada, a tak naprawdę do jeden pas w jedną, drugi w drugą stronę. Przez ilość opadów, w pewnych punktach droga była zalana co natychmiast poskutkowało wykupieniem wszystkich owoców i warzyw i większości puszek z lokalnego Colsa (to sieć supermarketów, który obok Woolwortha są najpopularniejszymi sklepami w Australii). Małym plusem, który dostrzegam jest ogromna kolejka w małym warzywniaku, w którym produkty są wyłącznie dostarczane przez lokalnych rolników. Ceny podobne jak w Colsie, a smak nie do pobicia. Pomidorowe pomidory, czy olbrzymiaste, dojrzałe i słodkie mango. To kolejny plus mieszkania w klimacie tropikalnym – niesamowita ilość owoców i warzyw, o których nigdy dotąd nie słyszałam. Próbujemy powoli, są hity, ale też smaki, które nam nie do końca odpowiadają.
Codziennie zmagam się z wilgotnością powietrza, która wzmaga uczucie gorąca. Trudno wykonywać najprostsze czynności więc naprawdę czekam na zimę, która tutaj podobno jest ulubioną porą roku. W ciągu dnia temperatury sięgają 26-27 stopni, a w nocy spadają do 15. Z oceanu znikają groźne meduzy, można się więc bezpiecznie kąpać. W chwili obecnej kąpać się można tylko w wyznaczonych miejscach czyli siatkach, które są zwykle na plażach strzeżonych. Siatki chronią przed krokodylami, rekinami oraz meduzami. Przy każdej plaży stoją budki, w których znajdziecie butelki z octem, który podobno pomaga w razie oparzenia meduzy.
Co zabawne podobno krokodyle już kilka razy przedostały się do siatek. Skubane w nocy po prostu wyszły z wody i plażą przeszły do siatki. Ja więc widzicie nigdzie nie jest w 100% bezpiecznie.
Palm Cove będzie naszym domem przez najbliższe 3 miesiące. Żyjemy w otoczeniu natury, niedaleko oceanu. Ba, pracuję przy samym oceanie, więc codziennie gdy tylko podnoszę głowę i zerkam na wschód czuję się jak w raju. Wysokie palmy, biała plaża, szumiący ocean, małe wysepki usiane na wodzie.
Po drugiej stronie natomiast rozciągają się góry i soczyście zielone lasy deszczowe, które skrywają mnóstwo wodospadów i jezior. Na razie czas nie pozwala na odkrywanie nowych zakątków, ale listę miejsc do odwiedzenia już sporządziliśmy więc teraz powoli musimy zacząć je odhaczać.
A co można robić w okolicy Palm Cove? Pamiętajcie, że to tu znajduje się Wielka Rafa Koralowa więc jest to idealne miejsce wypadowe na nurkowanie i snorkelling. Niedaleko znajduje się Cairns i Port Douglas. W planach mamy też lot nad oceanem, aby z góry móc podziwiać rafę. Blisko jest też Sky Rail czyli kolejka linowa, z której rozpościera się widok na okolicę oraz las deszczowy. Całkiem niedaleko mamy kilka wodospadów, które przez ostatnie deszcze są jeszcze bardziej spektakularne.
Cairns jest też bazą wypadową na kilka rajskich wysp, my planujemy odwiedzić Fitzroy Island. Więc jak widzicie nudzić się tu nie można.
Warto też podkreślić, że Palm Cove i Port Douglas to typowo turystyczne miasteczka, do których, zjeżdżają się turyści nie tylko z Australii. Wzdłuż głównych ulic jest mnóstwo restauracji, kawiarnii, hoteli z widokiem na ocean. Tu aż chce się przyjeżdżać na wakacje.
Myślicie, że spodobałoby Wam się życie w klimacie tropikalnym?
APLIKACJE NA TELEFON PRZYDATNE W PODRÓŻY
Najlepsze aplikacje na telefon, które przydadzą nam się w podróży? Oto subiektywna lista aplikacji, z których korzystam nie tylko w podróży. Darmowe mapy, muzyka, noclegi, pamiątkowe wideo… Wszystko będzie!
DREAMER’S STORIES BLOGERSKIE OPOWIEŚCI – ETHNO PASSION
Blogerskie opowieści to seria wywiadów z blogerami podróżniczymi. Te same pytania, różne odpowiedzi, różne osobowości i totalne różne przemyślenia. Oto Karolina, która prowadzi bloga Ethno Passion, która opowie Wam dzisiaj o slow travel, życiu na rajskiej wyspie, prowadzeniu bloga podróżniczego i spełnianiu marzeń. Gotowi na ten niesamowity turkus wody i słoneczne kadry prosto z Nowej Kaledonii?
DREAMER’S STORIES BLOGERSKIE OPOWIEŚCI – ALEKSANDRA KALISZAN
Blogerskie opowieści to cykl inspirujących wywiadów z inspirującymi kobietami, które zgodziły się odpowiedzieć na kilka moich pytań. Tym razem Aleksandra Kaliszan, która prowadzi bloga Chasing Colors opowie o podróżach, blogowaniu i poznawaniu siebie.
Cześć! Opowiedz nam proszę o sobie. Kim jesteś, co robisz na co dzień?
Nazywam się Ola Kaliszan i (zupełnym przypadkiem ;)) pochodzę z okolic Kalisza. Od kilku lat mieszkam we Wrocławiu, gdzie zajmuję się organizacją wyjazdów służbowych w firmie IT. W przemyśle turystycznym pracuję od 6 lat. Cieszę się, że mogę zawodowo zajmować się tym, co jest moją wielką pasją, czyli podróżami. Od zawsze lubię też kreatywne wyzwania, prace plastyczne i projekty DIY. Nie wyobrażam sobie życia bez tworzenia. Ostatnio przypomniałam sobie o dawnym hobby – projektowaniu wnętrz. Staram się rozwijać w tym kierunku.
Świat otworzył się przede mną w liceum, kiedy wyjechałam na kilkumiesięczną wymianę uczniowską do Danii, gdzie zetknęłam się z obcymi kulturami i poznałam fascynujących ludzi z całego świata. Postanowiłam, że kiedyś ich odwiedzę – i udało się! Na studiach anglistycznych wyjechałam na roczne stypendium do Niemiec, które zwieńczyłam pierwszą podróżą w pojedynkę. Przekonałam się jak wspaniałym wynalazkiem jest couchsurfing i spędziłam ponad miesiąc w Krajach Bałtyckich. Niedługo potem dostałam pracę w liniach lotniczych. Spędziłam kilka lat na emigracji u naszych czeskich sąsiadów, a dzięki zniżkom na loty mogłam spełniać kolejne marzenia.
Skąd pomysł na bloga i wpisy, w których zabierasz swoich czytelników w podróże razem z Tobą?
Mimo, że mój blog powstał wiele lat temu, bo w 2004 roku, przez długi czas nie był publiczny, aż w końcu ewoluował w pamiętnik z podróży. Dopiero zeszłej jesieni, gdy na przekór kiepskiemu nastrojowi spowodowanemu wszechobecną szarością zaczęłam publikować przepisy na tęczowe potrawy i znajdować kolory w miejscach, do których się wybieram, zauważyłam, że to strzał w dziesiątkę! Po długim namyśle nadałam stronie nową nazwę Chasing Colors, gdzie poza moimi wspomnieniami z podróży, również Czytelnicy są częścią bloga angażując się w szukanie barwnych zakątków i podsyłając zdjęcia ze swych wyjazdów. To niesamowite uczucie widzieć, jak inni zaczynają dostrzegać kolory i ciekawe detale w otoczeniu!
Jak przygotowujesz się do podróży? Inspirujesz się treściami na innych blogach, zasięgasz opinii znajomych czy tradycyjnie zerkasz do przewodników? A może zdajesz się na żywioł i nie przygotowujesz się do podróży?
Zwykle przed wyjazdem spisuję punkty, które chcę zobaczyć przeglądając blogi i wirtualne przewodniki. Szperam też w grafice Google i na Instagramie. Zazwyczaj przyciąga mnie jakieś zdjęcie lub detal i wiem, że MUSZĘ tam pojechać. Tak było w przypadku zdjęcia pewnej restauracji z niebieskimi krzesłami. Długo szukałam, gdzie znajduje się to miejsce. Okazało się, że to wioska Marzamemi na Sycylii. Parę tygodni później piłam tam cappuccino. Często też w ten sposób znajduję gdzieś nocleg.
Na kilka tygodni przed wylotem w fotelu nawarstwia się pokaźny stos przydatnych drobiazgów, leków i przekąsek, które na dzień przed wyjazdem upycham w plecaku, jak tetris. Lubię być przygotowana na każdą okoliczność, by czuć się pewnie.
Czy słyszałaś o idei „slow travel”? Identyfikujesz się z podróżowaniem w rytmie slow? Jesteś typem osoby odhaczającej atrakcje turystyczne czy raczej zbaczasz z wytyczonych ścieżek? A może szukasz czegoś pomiędzy?
Zdecydowanie idea niespiesznego podróżowania jest mi bliska i staram się znaleźć złoty środek, by zobaczyć jak najwięcej, ale robiąc to uważnie i w tempie pozwalającym delektować się chwilą. Wydaje mi się, że zawsze podróżowałam w ten sposób, ale do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje na to fachowe określenie! Lubię dawać sobie wolność i wsłuchiwać się w nastrój, a ulice czy ścieżki same mnie prowadzą. Czasami też potrzebuję zrobić sobie jednodniową przerwę w podróży i posiedzieć z książką bez wyrzutów sumienia ładując baterie.
Jeśli chodzi o turystyczne atrakcje i zabytki w miastach i miasteczkach, na początku pobytu korzystam zwykle z darmowych pieszych wycieczek, które dają mi pogląd na topografię – wiem potem, do których obiektów warto wrócić i zapoznać się z nimi bliżej.
Czy uważasz, że warto podczas podróży zwolnić? W jaki sposób próbujesz wczuć się w klimat danego miejsca?
Jak najbardziej! W podróży, tak jak i w życiu, cenne momenty, rozmowy, miejsca, interesujące zaułki i detale mogą łatwo umknąć, jeśli pośpiech zdominuje ten wyjątkowy czas. Ważne, by wynieść z podróży coś wartościowego dla siebie, a każdy z nas ma przecież inny temperament i styl zwiedzania.
Dla mnie najlepszym sposobem na wtopienie się w klimat nowego miejsca jest podróżowanie w pojedynkę, choć wiem, że nie każdy dobrze się w tym odnajduje. Lubię też wypady w towarzystwie, np. na długi weekend, gdy odkrywamy wspólnie nowe smaki i urocze zakamarki dzieląc się doświadczeniami, ale czas, gdy w nowym zakątku świata jestem solo jest dla mnie bezcenny – tylko wtedy potrafię w pełni oddać się nowej rzeczywistości. Często wybieram nocleg w pokoju wynajmowanym u lokalnych gospodarzy, rzadziej już poprzez couchsurfing, ale też się zdarza. Jest szansa, by porozmawiać z mieszkańcami danego kraju, posłuchać opowieści o kulturze i polityce, pichcić wspólnie lokalne pyszności i testować narodowe trunki. W ten sposób paradoksalnie rzadko wtedy bywam sama, choć takiego czasu też bardzo potrzebuję, np. poprzez całodzienne zetknięcie z naturą podczas pieszych wędrówek. Wdycham wtedy oszałamiającą przestrzeń, która jest tylko dla mnie.
Gdzie odbyłaś swoją podróż życia?
Każda podróż jest dla mnie podróżą życia, bo w pewnym sensie zawsze mnie zmienia, ulepsza, daje poczucie spełnienia. Z każdego miejsca przywożę coś nowego i budującego; spotykam niesamowitych ludzi, którzy bezinteresownie poświęcają mi chwilę i dzielą się cząstką swej codzienności. Jeśli miałabym wybrać miejsca, które utkwiły we mnie najmocniej, były to Nowa Zelandia, gdzie kilka lat temu odbyłam swoją pierwszą międzykontynentalną podróż w pojedynkę, Wyspa Wielkanocna ze względu na odległość i magię oraz Nepal – to tam zobaczyłam jak dotąd najpiękniejszy zachód słońca w życiu, doświadczyłam niezwykłej gościnności od ludzi, którzy po drodze dawali mi wszystko nie mając nic.
Moim największym podróżniczym marzeniem jest…
Grenlandia, Iran, Wyspa Skye… Chciałabym też odwiedzić plantację kawy, może w Kolumbii? Pomysły na destynacje przychodzą mi do głowy znienacka i zwykle wyjazdy nie są planowane z dużym wyprzedzeniem. Czuję po prostu, jakby konkretne miejsce mnie przyciągało, więc robię wszystko, by móc wkrótce tam wyruszyć. Mam też nadzieję poznać wszystkie wyspy Polinezji – Wyspę Wielkanocną i Nową Zelandię już się udało, choć wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Gdybyś miała powiedzieć moim czytelnikom jedno zdanie, które miałoby ich zainspirować do ruszenia w podróż byłoby to…
Jeśli się wahasz, zaufaj swoim szalonym pomysłom! Zrób choć najmniejszy pierwszy kroczek zbliżający do celu. I miej oczy szeroko otwarte, bo nigdy nie wiadomo, ile fantastycznych kolorów kryje się za niepozornym, szaroburym rogiem.

Ola to niezwykle radosna i kolorowa osobowość. Miałam przyjemność poznać ją osobiście, gdy przyjechała mnie odwiedzić w Cambridge podczas swojego pobytu w Londynie. Miałyśmy zaledwie kilka godzin, ale od razu między nami zaklikało. Ot, taka magia Internetu!
Olę znajdziecie na blogu, na jej kolorowym Instagramie oraz Facebooku.
I jak Wam się podobał wywiad? Ciekawa jestem czy podzielacie podejście Oli do życia i podróży?