Są takie książki wobec których trudno przejść obojętnie, a jeszcze trudniej wyrzucić z głowy obrazy, które towarzyszyły nam podczas jej czytania. Tak właśnie stało się z książką Roberta Rienta Przebłysk. Dookoła świata, dookoła siebie.
Jak sam tytuł sugeruje autor wybiera się w podróż dookoła świata. Samotną. Przemierza tysiące kilometrów najpierw koleją transsyberyjską, potem po Tajlandii, kolorowej Malezji, przepięknej Nowej Zelandii, aby na końcu odnaleźć siebie w Peru i na Wyspach Wielkanocnych.
Niczego mi nie brakowało dopóki nie porównałem rzeczywistości do wymyślonej, alternatywnej rzeczywistości.Robert Rient
To nie jest lektura podróżnicza w klasycznym rozumieniu. To opowieść o głębokich podróżach wgłąb siebie. Nie jednej, a wielu, bo każde doświadczenie, każda napotkana osoba wnosi w tę opowieść nową narrację.
Niektórzy pewnie powiedzieliby, że samotna podróż dookoła świata to ucieczka od problemów, od dorosłości, stabilności. Ta książka (wraz z kilkoma innymi, na czele z Gdzie jest Julia Julii Raczko, Majubaju czyli żyrafy wychodzą z szafy Mai Sontag czy Zawsze o tym marzyłam Rity Golden Gelman) pokazały mi, że podróże pozwalają nam złapać zupełnie inną perspektywę, poznać siebie, swoje granice i rozszerzyć horyzonty. To doskonała okazja by zatracić się w sobie, zrozumieć, że w innych warunkach niektóre nasze troski tracą zupełnie na znaczeniu.
Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażania domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu do tych, którzy – co wyraźnie potwierdza ich oś na Facebooku – już kimś są.Robert Rient
Autor jest spostrzegawczy, ironiczny, pięknie chwyta w słowa atmosferę poszczególnych miejsc, które odwiedza. Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć jego podróż koleją transsyberyjską i opowieść o Oficerze Żółte Wąsy. Pije i częstuje rosyjską wódką, którą zagryza mięsnymi kulkami i ziemniakami z cebulą. Absurdalna sytuacja, która uświadamia mi jak rozbieżna jest rzeczywistość od moich wyidealizowanych marzeń o podróży koleją przez Rosję.

Drugim elementem podróży Roberta Rienta, który mnie zaskakuje jest szamańska ceremonia ayahuaski.
(…) Jest we mnie coś, co tęskni za absolutnym spokojnem, przebudzeniem. Umiem czytać i pisać, bo ktoś pokazał mi litery i wyjaśnił, jak łączą się w wyrazy, zdania i opowieści. Umiem liczyć, bo pokazano mi cyfry, liczby i to, jak można je dodawać i dzielić. Umiem mówić również dlatego, że byli inni, którzy uczyli rozmowy. Próbuję obserwować to, co umiem, co wiem o świecie, by znaleźć to, do czego dotarłem samodzielnie. Nie mam na myśli przetwarzania zdobytej wiedzy, ale jej źródło. Kiedyś, pod czujnym okiem mamy i taty, udało mi się postawić pierwszy krok. Czasami myślę, że to moje ostatnie samodzielne osiągnięcie, reszta jest przetwarzaniem. Moja wiedza o świecie, kosmosie, Bogu, prawie grawitacji, kolonizacji, zazdrości, miłości, wybaczaniu, a w końcu przebudzeniu jest podarunkiem od ludzi. Czuję się przepełniony. Chcę wiedzieć, kim jestem bez tych wszystkich idei, zasad i wartości, które otrzymałem w spadku. Dlatego postanowiłem wziąć udział w szamańskiej ceremonii ayahuaski.Robert Rient
Sama bym się na nią nie zdecydowała, jednak to w jaki sposób autor radzi sobie ze swoimi demonami jest szczere i głębokie. To nie jest kolejny turysta, który przyjechał do dżungli pobyć na haju. To raczej osoba pragnąca poznać siebie, aby móc w życiu lepiej sobie radzić ze swoimi lękami i obawami, ale także by pokochać siebie.
Umysł jest moim stałym kompanem, który nie chce zamilknąć, podrzuca obrazy i historie, mówi, nieustannie mówi, szczególnie wieczorami. Czuję fizyczne zmęczenie tym jazgotem, chciałbym znaleźć wyłącznik i przestać być w niewoli jego pomysłów, lęków, pasji, natchnień, urazów. Nieustanny dialog, do którego mnie zaprasza, bywa wykańczający.Robert Rient
Ta lektura udowadnia, że podróże kształcą. Nie tylko pozwalają nam poznać inne kultury, historie innych narodów, ale przede wszystkim pozwalają nam zwrócić się ku sobie, odnaleźć siebie w innej rzeczywistości, w innych warunkach. Sięgnęlibyście po tę książkę? Czy przytoczone fragmenty książki Przebłysk Roberta Rienta rozbudziły Waszą ciekawość?