Dolina Śmierci była naszym kolejny przystankiem podczas roadtripu po zachodnim wybrzeżu. Liczyliśmy, że pogoda będzie dla nas łaskawsza, bo po mrozach, które zastaliśmy w Wielkim Kanionie, mocno wierzyliśmy, że ogrzejemy się w największej depresji i najcieplejszym miejscu w Stanach Zjednoczonych. Czy tak dużo chcieliśmy? Jeśli macie ochotę zobaczyć jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jakie w życiu widziałam, to doczekajcie z nami do końca tego dnia. Będzie bajecznie, obiecuję.
Z LAS VEGAS DO DOLINY ŚMIERCI
Prosto z Wielkiego Kanionu skierowaliśmy się do Las Vegas, aby na spokojnie połazić po mieście, odkryć dlaczego tłumy tak chętnie walą do tego sztucznego, głośnego i dziwnego miasta. Niestety, nie do końca mogę powiedzieć coś dobrego, czułam się tam wyobcowana, zagubiona i chyba nawet te darmowe Corony w kasynach nie do końca przekonały mnie, abym choć troszkę polubiła to miasto. Pograliśmy chwilę na maszynach jednopensowych, pośmialiśmy się, poobserwowaliśmy ludzi, którzy z powagą na twarzach przegrywali (a może wygrywali?) swoje oszczędności. Arka coś łapało po mroźnej nocy spędzonej w aucie, dlatego dosyć wcześnie (i z ulgą!) zaczęliśmy myśleć gdzie by tu się dzisiaj przespać. Trafiło na ogromny parking pod Walmartem, z całodobowym dostępem do toalety i internetu. Luksusy!
Z samego rana wyjechaliśmy już poza miasto, odpaliliśmy kuchenkę gazową, zaparzyliśmy herbatę do termosu i zjedliśmy grzanki z masłem orzechowym. Trasa była przepiękna. Puste drogi, dookoła pustki, po drogach latały te suche krzaczki jak w najstraszliwszych horrorach amerykańskich. Tak jak pisałam w poprzednim wpisie, brak normalnej muzyki nam doskwierał więc musieliśmy się zadowolić albo ostrym rockiem, albo muzyką country. Dodawało to uroku tym niezliczonym godzinom w trasie.
CO ZOBACZYĆ W DOLINIE ŚMIERCI?
Kiedy przygotowywałam się do podróży gdzieś wyczytałam, że paliwo przy granicy z Doliną Śmierci było koszmarnie drogie i lepiej zatankować już w samym parku. Nie wiem dlaczego nie zweryfikowaliśmy tej informacji, ale zdecydowanie nie pokryła się z prawdą. Wszędzie płaciliśmy za paliwo pomiędzy 2 a 2,50$, a w parku ceny przy dobrych wiatrach były pomiędzy 3,5 a 4$. A zatankować trzeba było, bo mieliśmy sporo trasy przed sobą. Kiedy już dotarliśmy do Doliny Śmierci skierowaliśmy się do Centrum Turystycznego Furnace Creek Visitor Center, w którym okazaliśmy naszą Annual Pass, odebraliśmy darmową mapę (mapa Doliny Śmierci jest dostępna do pobrania tutaj) i próbowaliśmy również wziąć prysznic. Jednak ze względu na położenie i klimatu jaki panuje na tych terenach wiele pól kempingowych nie ma dostępu do wody, niektóre jednak mają go wyłącznie dla kamperów. Tak więc pozostała nam szybka toaleta w łazience.
GOLDEN CANYON INTERPRETIVE TRAIL CZYLI KRÓTKI TREKKING
Pierwszym przystankiem był Golden Canyon Interpretive Trail, który okazał się być malowniczym spacerem. Był to wolny trekking, podczas którego mogliśmy nareszcie rozkoszować się słońcem. Skały osłaniały nas od wiatru więc był nawet moment, w którym wspinaliśmy się bez kurtek.

DEVIL’S GOLF COURSE
Mimo, że świetnie nam się wspinało, a widoki były rewelacyjne wiedzieliśmy, że sporo jeszcze mamy dziś do zobaczenia więc przyspieszonym krokiem doszliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku Badwater, po drodze zatrzymując się przy Devil’s Golf Course. Ta sympatyczna nazwa odnosi się do obszaru, który znajduje się 83 metry poniżej poziomu morza. Teren ten charakteryzuje się ogromnymi bryłami, które są mieszaniną soli i ziemi, które są twarde i posiadają dosyć ostre krawędzie. Podobno nazwa pochodzi z przewodnika wydanego w latach 30. gdzie zasugerowano, że tylko diabeł mógłby zagrać w golfa na takiej powierzchni.
BADWATER BASIN
Kiedy podjeżdżamy pod Badwater Basin czyli najniżej położony punkt w Stanach Zjednoczonych (86 m p.p.m.), słońce wisi już wysoko na horyzoncie. Przed nami rozciąga się biała plama soli, która podobno czasami zmienia się małe, solne jezioro.
ARTIST’S PALETTE
Czas nieubłaganie płynie dlatego po krótkim spacerze ruszamy w drogę powrotną. Tym razem wybieramy drogę przez Artist’s Drive, aby móc zobaczyć to słynne wzgórze Artist’s Palette. Różne kolory skał są wynikiem utleniania metali (związki żelaza wytwarzają czerwone, różowe i żółte, a mangan wytwarza fioletowy).
ZABRISKIE POINT
Zabriskie Point to kolejny punkt widokowy, który urzeka malowniczymi formacjami skalnymi. Nazwa została nadana na cześć Christiana Brevoorta Zabriskiego – prezesa firmy Pacific Coast Borax na początku XX w., który był potomkiem szlachcica polskiego – Albrychta Zaborowskiego. A, taki polski akcent na drugim końcu świata.
ZACHÓD SŁOŃCA NA DANTE’S VIEW
Czas ruszać dalej, bo słońce jest już coraz niżej. Zachód słońca chcemy obejrzeć z Dante’s View, punktu widokowego, z którego rozpościera się niesamowity widok na Badwater Basin, Devil’s Golf Course czy Owlshead Mountains. To był jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jakie w życiu widzieliśmy. Gra kolorów, miękkie światło otulające pobliskie góry, widok na białą plamę soli.
A z ciekawostek dodam, że kręcono tu sceny do Star Wars w 1977 r.
Niestety to już koniec naszej wizyty w Dolinie Śmierci. Strasznie żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, aby spokojnie pojeździć po tym pięknym, a zarazem ogromnym parku narodowym. Wyruszamy w drogę. Chcemy wydostać się z parku i znaleźć miejsce noclegowe gdzieś już na trasie do San Francisco. Jednak kiedy dostrzegamy znak Stovepipe Wells Village przystajemy i bierzemy upragniony prysznic. W wiosce jest również basen, więc podejrzewam, że w upalne dni, których tutaj nie brakuje pęka on w szwach.
Żałuję, że jest ciemno, bo omijają nas zapewne bajeczne widoki. Oboje jesteśmy jednak mocno zestresowani, bo w egipskich ciemnościach jeździmy po górskich serpentynach. Radio tylko szumi, a jakiekolwiek auta mijamy najpierw z częstotliwością co pół godziny, potem ten czas stosunkowo się wydłużał. Przysypiam, a wiem, że powinnam towarzyszyć Arkowi, dlatego jak tylko wyjeżdżamy z Doliny Śmierci i widzimy stację benzynową to bez zastanowienia parkujemy, rozkładamy łóżko w tylnej części auta i padamy ze zmęczenia.
To był długi, pełen wrażeń i cudownych widoków dzień. Dużo bym dała, żeby tam wrócić i na spokojnie spacerować, wspinać się i cieszyć się malowniczym krajobrazem. Jednak trudno mi zdecydować czy wolałabym tam znów wrócić zimą, czy jednak latem, aby przekonać się jak upiorne potrafią tam być temperatury.
Jak Wam się podobała Dolina Śmierci? Czy jest ona na Waszej podróżniczej liście marzeń?