LIMA CZYLI CO WARTO ZOBACZYĆ W STOLICY PERU

Lima była naszym pierwszym przystankiem w Peru. Jest to stolica, w której zamieszkuje około 8 milionów ludzi. Miasto gigant, pełne kontrastów, głośne, ale dające się lubić. Spędziliśmy tam trzy dni, które pozwoliły nam poznać zaledwie ułamek tego, co ma tak naprawdę do zaoferowania.

LIMA

Do Limy mieliśmy przylecieć o 22.35, jednak samolot z Sao Paulo był opóźniony i lotnisko w Limie przywitaliśmy dopiero koło północy. Po raz pierwszy w życiu zorganizowaliśmy przejazd taksówką poprzez hostel, ponieważ na różnych blogach i forach pojawiało się wiele  niezbyt pozytywnych opinii dotyczących miejscowych taksówkarzy. Koszt przejazdu był podobny, a jednak czuliśmy się nieco bezpieczniej wiedząc, że hostel korzysta raczej ze sprawdzonych taksówkarzy. Do hostelu dotarliśmy około 1 w nocy, zapłaciliśmy, szybko się umyliśmy i położyliśmy się spać.

Pobudka o 8 rano, szybkie zakupy, prysznic, śniadanie i byliśmy gotowi na zwiedzanie centrum Limy. Pan w hostelu sugerował, abyśmy wzięli taksówkę do centrum, jednak woleliśmy transport publiczny. Kilka kroków od hostelu znajdował się przystanek, więc zatrzymaliśmy parę busików, jednak naganiacze poinformowali nas, że nie jadą w tym kierunku. Podszedł do nas pan, którego pracą było koordynowanie sprawnego wsiadania do autobusu (niezła fucha, nie?) i wskazał przystanek po drugiej stronie skrzyżowania. Autobus do centrum podjechał niemal natychmiast, kupiliśmy bilety za 1,2 sola od osoby i ruszyliśmy w stronę Plaza de Armas. Podróż trwała prawie godzinę, a w tym czasie mogliśmy wyrobić sobie nieco zdanie o kulturze jazdy w tym kraju. Kolejne przejażdżki tylko nas utwierdziły w przekonaniu, że klakson jest narzędziem niezbędnym podczas sprawnej jazdy. Stoisz na lewym pasie, a skręcasz w prawo? Żaden problem, trąbisz, dodatkowo możesz wystawić rękę przez okno i pomachać, no i jedziesz. Wtedy inni trąbią na Ciebie, ale to pewnie tylko z przekory. Wyprzedzasz? Trąbisz. Stoisz w korku? Trąbisz. Generalnie jazda bez trąbienia to nie jazda. Wyobrażacie sobie ten chaos i hałas? Siedzieliśmy w tym autobusie i się śmialiśmy. Powszechna jest również jazda środkiem jezdni, wtedy łatwiej manewrować pomiędzy innymi autami.

PLAZA DE ARMAS

No, ale wracajmy do Limy. W końcu dotarliśmy na główny plac czyli Plaza de Armas, na którym odbywały się jakieś uroczystości. Grała orkiestra, pełno było policji, a żołnierze wykonywali całkiem przyjemne dla oka występy. Plaza de Armas to praktycznie jedyny zabytkowy fragment stolicy Peru. Na środku placu znajduje się przepiękna fontanna wykonana z brązu, a dookoła małe alejki z mnóstwem zieleni i ławeczkami. Warto na chwilę przystanąć i napawać się widokiem. Już dwa kroki dzielą nas od Pałacu Prezydenckiego i Katedry św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Chwilkę się pokręciliśmy i ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do Katedry de San Francisco, w której znajdują się katakumby, gdzie pochowanych jest około 70 tysięcy ludzi. Sam kościół robi ogromne wrażenie, a jego fasada jest uważana za jedno z najwybitniejszych dzieł peruwiańskiego baroku.

p1110287 p1110288 p1110290 p1110295 p1110296 p1110303 p1110316 p1110308

p1110392p1110334 p1110331 p1110321 p1110327

CHINA TOWN

Tak, tak, dobrze widzicie. W Limie jest China Town! I to jakie! China Town w Londynie jest czyste, zadbane i w moim przekonaniu niepodobne do klimatu panującego na chińskich, zatłoczonych ulicach. Za to w Limie myślę, że miało nieco więcej wspólnego z ogólnym syfem, hałasem i tandetą. I to mi się bardzo podobało! Wyczytałam gdzieś przed wyjazdem, że warto spróbować chińskich pierożków dim sum, tak więc zamówiliśmy jedną porcję. Były wyśmienite. Nie pytajcie co było w środku. Do tego napój, który można kupić  wszędzie, czyli kompot z czarnej kukurydzy. Całkiem, całkiem. No i  Inka Kola – napój narodowy, który piją dosłownie wszyscy, a który smakuje jak żółta oranżada z Biedronki. W 1996 r. Coca-Cola wykupiła 49% akcji (kogoś to dziwi?).

p1110345 p1110347 p1110352 p1110353

EL CERRO SAN CRISTOBAL

Do Peru pojechaliśmy bez większego przygotowania. Poczytaliśmy o miejscach, do których chcemy pojechać, jednak chcieliśmy cieszyć się chwilą a nie biegać od jednej atrakcji do drugiej. Na wzgórze, z którego roztacza się niesamowita panorama Limy, trafiliśmy zupełnie przez przypadek. Zaczepił nas pan, wskazał górę, a że uwielbiamy oglądać miasta z góry, chętnie przystaliśmy na jego propozycję. Taka wycieczka kosztowała zaledwie 5 soli. Widok był nieziemski. Dodatkowo, typowa dla Limy o tej porze roku mgła, dodawała magii i uroku. Zresztą, zobaczcie sami.

p1110357 p1110359 p1110362 p1110363 p1110366 p1110374 p1110383

Zmęczenie dawało się powoli we znaki, więc po powrocie do centrum udaliśmy się jeszcze na Plaza San Martin i powoli zmierzaliśmy na autobus.

p1110398 p1110399

Wieczór spędziliśmy w Miraflores, kubańskim pubie, popijając najlepsze w życiu mohito. Cafe Bar Habana znajduje się przy Calle Manuel Bonilla 107, więc jak będziecie w pobliżu wpadnijcie na drinka.


Już niedługo zabiorę Was do zdecydowanie ładniejszej dzielnicy Limy jaką jest Miraflores. Jak wrażenia z Limy? Co myślicie?

Zostawiam Was jeszcze z przypadkowymi migawkami z tego pełnego absurdów i kontrastów miasta.

p1110354

Tico to było moje pierwsze auto, więc mam do niego ogromny sentyment. Nie omieszkaliśmy przejechać się nieco zdezelowanym, pomalowanym na żółto tikusiem-taxówką. I pan jaki zadowolony!p1110400 p1110402 p1110407 p1110411 p1110346 p1110340 p1110283 p1110282 p1110279 p1110278 p1110284