Czy jest wśród Was ktoś, kto nigdy nie słyszał o Machu Picchu? O tym rozsławionym inkaskim mieście położonym pośród gór? Założę się, że to miejsce znajduje się na wielu podróżniczych listach marzeń. I wiecie co? Wcale mnie to nie dziwi. Do Machu Picchu, mimo tego, że w chwili obecnej jest bardzo turystycznym miejscem, chętnie bym znów wróciła. Sama podróż do Machu Picchu była pełna wrażeń. Zresztą posłuchajcie sami!
WCZESNA POBUDKA I ROZBÓJ W BIAŁY DZIEŃ
Po dojściu do Aqua Calientes nie marzyliśmy o niczym poza prysznicem i łóżkiem. Udaliśmy się jednak na szybką kolację do dzielnicy zdecydowanie mniej turystycznej. Wybraliśmy na chybił trafił, ale miejsce okazało się totalnie klimatyczne. Telenowela na plazmie, do tego tradycyjne obrusy na stołach i króciutkie menu z jedną zupą i czterema daniami głównymi do wyboru. Zestaw kosztował 10 soli (czyli ok. 10 zł). Domowa zupa przypominająca rosół i pierś kurczaka panierowana w jajku oraz wszechobecny ryż, uzupełniły moje zapasy energii. Następnie skierowaliśmy się do kasy biletowej, aby kupić bilety na poranny autobus, który zawiezie nas pod bramę Machu Picchu. Pierwszy odjeżdża już o 5:30, gdyż ruiny otwarte się dla zwiedzających od 6 rano. Nie zdecydowaliśmy się na trekking, ponieważ chcieliśmy wejść na górę Montana Machu Picchu i baliśmy się, że może nam nie starczyć sił.
Pobudka o 5, szybkie śniadanie i wyszliśmy na autobus. Mieszkaliśmy zaledwie dwa kroki od miejsca skąd odjeżdżały busiki. Mimo wczesnej pory kolejka była już całkiem spora. Podjadaliśmy jeszcze coś w trakcie oczekiwania na autobus, gdyż wszędzie trąbiono, że nie można wnosić ani jedzenia ani picia. I wiecie co? Dobrze, że zabraliśmy wodę, czekoladę i knoppersy, bo bez tego byśmy na tę górę nie weszli. Podejrzewam, że ten zakaz ma na celu ograniczenie śmiecenia w ruinach oraz zachęcenie do zakupów w tych mega drogich i turystycznych knajpach zaraz przy wejściu do ruin. No cóż, hajs się musi zgadzać. Albo chodzisz głodny przez cały dzień, albo kupisz sobie kanapkę za 30 i wodę za 10 soli.
MACHU PICCHU MONTANA
Kiedy już docieramy na górę okazuje się, że uzbierał się już niezły tłum. Posłusznie czekamy na otwarcie. Dzień jest ciepły, jednak otacza nas mgła (a może to chmury?). W każdym razie jest biało, a widoczność kiepska. Nie widać prawie nic. Tak więc kiedy stajemy już pośród ruin, a dookoła otacza nas mleczna poświata nie do końca dociera do mnie to, gdzie jesteśmy. Wejście na Montana Machu Picchu mamy o 7, więc powoli kierujemy się w tym kierunku. Przy wejściu wisi informacja, że wejście na górę zajmie ok. 2 godzin. No i się zaczyna… Strome wejście, co chwilę jeszcze bardziej strome schody. W pół godziny wypijamy prawie całą wodę. Robimy co chwilę przystanki, poznajemy nowych ludzi, a także spotykamy dziewczyny z Austrii, z którymi przebyliśmy drogę z Cusco do Aqua Calientes. Widząc knoppersy, zatrzymują się koło nas dwie dziewczyny, pochodzą gdzieś ze Skandynawii i zagadują. Mówią, że u nich od lat nie widziały knoppersów, że pamiętają je jeszcze z dzieciństwa. Dziewczyny od ponad roku są w podróży, opowiadają. Kończy się na tym, że oddajemy im naszego ostatniego knoppersa i ruszamy razem dalej.
Patrzę na zegarek – idziemy równo godzinę, pot się ze mnie leje, zastanawiam się czy dam radę. A wtedy przed moimi oczami ukazuje się szczyt. Narzuciliśmy dobre tempo i po godzinie dotarliśmy na Machu Picchu Montana. No. To tyle, bo dookoła nadal biało. Zajmujemy dogodną pozycję, odpoczywamy i czekamy, aż chmury odsłonią widok na miasto Inków. Sporo ludzi, wszyscy z niecierpliwością wyczekują tego samego. Chmury i wiatr często płatają figle i kiedy już myślimy, że zobaczymy ruiny, chmury zmieniają kierunek. A wtedy słychać głośne buczenie i głosy rozczarowania. Po godzinie, kiedy już trochę odetchnęliśmy, uszczypnęliśmy się z tysiąc razy nadal nie wierząc, że tu jesteśmy, Machu Picchu ukazało nam się w pełnej krasie. Kilka zdjęć i lecimy na dół. Niech Was to nie zwiedzie, droga na dół była równie ciężka, tyle tylko, że chmury zniknęły a ukazały się zapierające dech w piersiach widoki. Urwiska, strome kamienne zbocza, mnóstwo zieleni, a przede wszystkim zbliżające się ruiny Machu Picchu.
MACHU PICCHU
Przed wyjazdem naczytałam się cudów o tym miejscu. Że nie warto, że turystycznie, że drogo. To wszystko prawda. Ale kiedy już tam jesteś i widzisz przed sobą jeden z siedmiu cudów świata, to zapominasz o wszelkich niedogodnościach. Trudno to opisać, może chociaż zdjęcia oddadzą magię tej chwili.
Jest to najlepiej zachowane miasto Inków, położone na ponad 2000 m n.p.m. Miasto zbudowano w II połowie XV wieku, a opuszczono je po zaledwie 100 latach. Przypuszcza się, że opuszczono je w obawie przed hiszpańskimi kolonizatorami. Mimo obszernych badań, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to dlaczego wybudowano Machu Picchu i do czego służyło. Zakłada się jednak, że podczas panowania jednego z najwybitniejszych peruwiańskich władców Pachacuti Inca Yupanqui pełniło funkcję głównego centrum ceremonialnego, gospodarczego i obronnego. Miasto składało się z dwóch części – wiejskiej i miejskiej. W wiejskiej znajdowały się pola uprawne, domy mieszkalne pokryte strzechą oraz warsztaty produkcyjne. W miejskiej natomiast, świątynie i pałace. Co ciekawe, wszystkie nazwy, które funkcjonują obecnie, czyli przykładowo Świątynia Słońca, Grobowiec Królewski czy Świątynia Trzech okien zostały nadane w XIX wieku.
Za odkrywcę słynnego miasta Inków uważa się Hirama Binghama, jednak już wcześniej pojawiały się wzmianki o tym wyjątkowym miejscu. Więcej możecie przeczytać w bardzo ciekawym artykule, który pojawił się w Newsweeku.
W 1983 roku Machu Picchu zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a w 2007 roku ruiny miasta zostały ogłoszone jednym z siedmiu cudów świata.
ZWIEDZANIE MACHU PICCHU
Samo zwiedzanie Machu Picchu jest wyczerpujące. Samo wejście na szczyt dało nam się we znaki, dlatego pierwsze co robimy po zejściu w pobliże ruin to odpoczynek. Zdejmujemy buty, dajemy stopom odpocząć i napawamy się widokami. Słońce przyjemnie grzeje, ładujemy baterie i ruszamy dalej. A wszędzie schody i tak się właśnie zwiedza. Wyznaczonymi trasami, raz w górę, raz w dół. Mamy okazję obejrzeć wnętrza domów, świątyń, a także pogłaskać lamy! Są mega mięciutkie!
Po kilku godzinach chodzenia w słońcu zmęczenie daje się we znaki, wychodzimy na szybki obiad. Na jednym bilecie można wyjść i wejść dwa razy. Toalety również znajdują się za bramą. Oczywiście są płatne.
Wracamy jeszcze na chwilę, kręcimy się, ale zmęczenie i słońce męczy nas tak bardzo, że o 15 postanawiamy wrócić do Aqua Calientes. To był dzień pełen wrażeń, który na pewno zapamiętam do końca życia. Jedno podróżnicze marzenie spełnione.
CENNIK
wstęp na Machu Picchu = 128 soli / 64 sole studenci
wstęp na Machu Picchu + Montana Machu Picchu = 142 sole / 80 soli studenci
wstęp na Machu Picchu + Hyuainapicchu (inaczej zwana Wayna Picchu) = 152 sole / 90 soli studenci
autobus = 24$ w jedną stronę (rozbój w biały dzień)
kanapka w jednej z dwóch knajp na Machu Picchu = 27 soli
woda 0,5 l = 7 soli
nocleg w Aqua Calientes = 40 soli za pokój dwuosobowy za noc
pociąg z Aqua Calientes do Cusco = 150-200$ (!!!) – o tańszej alternatywie pisałam we wpisie Jak się dostać na Machu Picchu