PODSUMOWANIE MIESIĄCA – STYCZEŃ

Początek roku był dla nas niezwykle intensywny. Spędziliśmy go w gronie przyjaciół i rodziny, ciesząc się każdą wspólną chwilą. Nie było czasu na oddech, ale czy to źle?

Pierwszych kilka dni stycznia spędziliśmy w Sztokholmie. Z Las Vegas przylecieliśmy do Szwecji, a Marta, którą już dobrze znacie i która prowadzi bloga Veganama, zadbała o to, aby początek roku był dla nas wyjątkowy. Po dwóch intensywnych tygodniach w Stanach nie marzyliśmy o niczym innym niż o odpoczynku przy kominku, z kieliszkiem wina w ręku i mnóstwem historii w zanadrzu. Leśny domek to idealne miejsce na relaks. Bez końca mogłabym siedzieć w bujanym fotelu, spoglądać przez okno i przypatrywać się ptaszkom zaglądającym co chwilka do karmnika.

Nie wiem czy wiecie, ale wśród Szwedów bardzo popularną rozrywką są rejsy. Po bliższej analizie już wiemy dlaczego. Alkohol na statkach jest zdecydowanie tańszy niż  w państwowych System Bolaget, o których pisałam Wam przy okazji wpisu ze Sztokholmu. Skusiliśmy się na taki rejs i przyznam, że bawiliśmy się bardzo dobrze. Na statku oprócz sklepu bezcłowego jest kilka barów, a wieczorem na sali tanecznej przygrywa zespół na żywo, a w innej części DJ zabawia młodsze towarzystwo. Jest też mnóstwo atrakcji dla dzieci. My byliśmy na rejsie jednodniowym, więc wypłynęliśmy o 18 i wróciliśmy następnego dnia około 16. Widoki za oknem zapierały dech w piersiach. Maleńkie wysepki, przysypane śniegiem, na których ledwo mieścił się jeden domek, wielkie wille z zejściem na pomost… Uwielbiam skandynawską zabudowę i fajnie było poobserwować te urocze domki z innej perspektywy.

Zaraz po powrocie w odwiedziny wpadła… Marta! Tym razem to my pełniliśmy rolę przewodników, bo mimo tego, że w sierpniu Veganama wpadła do nas w odwiedziny, to nie dotarliśmy do Londynu. Niestety nie mieliśmy szczęścia i stolicę Wielkiej Brytanii zwiedzaliśmy w towarzystwie typowej, angielskiej pogody. Zaliczyliśmy szybkie śniadanie w Angel, spacer przy Parlamencie, obowiązkowe selfie z Big Benem. Potem już tylko Tower of London i galeria Tate Modern, bo spieszyliśmy się na spotkanie z Aga z I saw pictures. Spędziliśmy bardzo miło czas w Boxpark na Shoreditch, w którym wybór jedzenia przyprawia o zawrót głowy. Uwielbiam takie inicjatywy, ale więcej napiszę Wam wkrótce, gdyż przygotowuję dla Was wpis z ciekawymi miejscówkami w Londynie.

A jeśli macie ochotę przeczytać jakie wrażenie na Marcie zrobił Londyn to zajrzyjcie do jej weekendowych migawek.

Ledwo wyjechała Marta, przyjechali moi rodzice. Były placki ziemniaczane, kluski śląskie, mnóstwo rozmów i domowej, rodzinnej atmosfery. I przy okazji tej wizyty wyskoczyliśmy na jeden dzień do Londynu. Rodzice byli tu już kilka razy, więc chcieliśmy im pokazać inną, nieco mniej turystyczną część, więc wylądowaliśmy w Shoreditch. Na śniadanie zjedliśmy słynne bajgle, powłóczyliśmy się po targu, a kiedy zmarzliśmy i zgłodnieliśmy pojechaliśmy do Soho do naszego ulubionego francuskiego bistra. Najedzeni i szczęśliwi zaliczyliśmy jeszcze zachód słońca na tarasie w Tate Modern i szybkę wizytę w Muzeum Historii Naturalnej.

Na Uniwersytecie w Cambridge bardzo prężnie działa polskie stowarzyszenie, które często organizuje ciekawe eventy. Tym razem udało nam się załapać na projekcję filmu Miasto 44 oraz rozmowę z reżyserem Janem Komasą. Film wgniótł mnie w fotel. Wiem, że są na jego temat bardzo różne opinie, ale ciekawie było skonfrontować pewne zarzuty z wizją samego reżysera.

Ostatni wspólny dzień z rodzicami spędziliśmy błąkając się wąskimi uliczkami St Ives, czyli maleńkiej miejscowości położonej zaledwie pół godziny od Cambridge. W ogóle pierwszy raz w życiu jechałam autobusem, który jechał po specjalnych torach/szynach dla tego typu pojazdów. Nie spotkałam się nigdy wcześniej w takim rozwiązaniem. Pozwala to uniknąć korków, a autobusy jeżdżą tam zdecydowanie szybciej niż na normalnych drogach.

Rodzice pojechali, dom opustoszał, zrobiło się nagle cicho i pusto. A my szykujemy się do największych zmian w naszym życiu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to przy okazji kolejnego podsumowania miesiąca zdradzę Wam co i jak.

W salonie pojawiły się pierwsze żonkile.

W styczniu nareszcie skończyłam kryminał, który przyleciał do mnie chyba w październiku. Dzięki wydawnictwu Medison Media miałam okazję przeczytać pierwszy raz w życiu włoski kryminał i nie rozczarowałam się. Mimo, że zeszło mi tak długo to bardzo dobrze mi się tę książkę czytało. Fabuła była wciągająca, a intryga bardzo niebanalna.

Ten miesiąc był również dla mnie ważny, jeśli chodzi o moje osobiste przemyślenia, czego wynikiem były trzy bardzo personalne wpisy. Napisałam o tym jak nie dać się zwariować i jak próbować żyć w zgodzie ze sobą nie poddając się presji otoczenia. Drugi wpis dotyczył zmian w podejściu do naszych postanowień, celów i marzeń. Zerknijcie i dowiedzcie się jakie zmiany szykują się u mnie. A w ostatnim poście pokazałam Wam jakie wydarzenia z 2016 zapadły mi w pamięć i za co jestem wdzięczna.


A teraz pozostaje mi się cieszyć tym lutym, bo kto wie gdzie będziemy za rok!

Jak Wam minął styczeń? Wkroczyliście w nowy rok z nową energią?

 

POSTY, KTÓRE MOGLIŚCIE PRZEGAPIĆ W STYCZNIU:

JAK NIE DAĆ SIĘ ZWARIOWAĆ

PODSUMOWANIE 2016 ROKU

SZYBKI MAKARON Z CUKINIĄ

POSTANOWIENIA, CELE, MARZENIA

BROADSTARIS, BOTANY BAY I PIĘKNE KLIFY W ANGIELSKIM KENT

PODSUMOWANIE MIESIĄCA – GRUDZIEŃ

TOP 10 WPISÓW NA BLOGU – NAJPOPULARNIEJSZE WPISY W 2016 ROKU

KOSMETYKI NATURALNE #4

 

 

Categories ja i mój lifestyle

About

Wciąż szukam swojego miejsca na ziemi. Mieszkałam prawie rok we Włoszech, potem 4 lata w UK w przepięknym Cambridge. Kolejne dwa lata spędziłam w Australii gdzie spełniałam swoje podróżnicze marzenia. Teraz wywiało mnie na mroźną północ Norwegii, gdzie znów odkrywam uroki życia w rytmie slow. Przeżywam ogromną fascynację minimalizmem, ideą slow life, a więc i slow travel. Kocham zieloną herbatę i dobrą książkę. Chętnie opowiem Wam jak zmieniam swoje życie i otaczającą mnie rzeczywistość.