Rok 2016 był wyjątkowy pod wieloma względami. To był rok zmian, przemian i planowania przyszłości. Czuję, że wiele się wydarzyło, ale przy okazji, że sporo zdziałałam i że dobrze wykorzystałam ten czas.
To jak, jesteście gotowi na małe podsumowanie?
Lubię te moje podsumowania, wiecie? Już nie raz pisałam, że tworzę to miejsce przede wszystkim dla Was, jednak podsumowania to coś co robię w dużej mierze dla siebie. To taki mój rytuał, który pozwala mi zebrać myśli, podsumować, zrobić rachunek sumienia i docenić czas, który upłynął. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że można to nazwać praktykowaniem wdzięczności. I tak, jestem wdzięczna za ten rok, bo mam wrażenie, że powoli rozpoczęłam proces zmian w swoim życiu. I że jestem po prostu szczęśliwsza.
Długo zabierałam się za ten wpis, nie wiedziałam jak go ugryźć i postanowiłam, że podsumuję rok tak, że wyszczególnię to za co jestem wdzięczna w poszczególnym miesiącu.
STYCZEŃ
Ciesze się, że mogę wspomnieniami wrócić, aż o rok wstecz. Zobaczyć, że przypadkowo natrafiona w Internecie osoba stała się dla mnie kimś bliskim. Z Martą z bloga Veganama spotkałyśmy się w Warszawie, w przemiłej wegańskiej knajpce Lokal Vegan Bistro (była z nami też Madzia, która prowadzi bloga Feminime i z którą mam do tej pory świetny kontakt – zresztą Madzia, malowała mnie do ślubu!). A potem już poszło z górki. Zupełnie naturalnie. To zabawne, bo podczas ostatniego spotkania śmiałyśmy się, że widziałyśmy się dosłownie kilka razy, a mamy wrażenie jakbyśmy znały się całe życie.

LUTY
W lutym spełniłam jedno z moich małych marzeń i przebiegałam półmaraton. Jestem wdzięczna za siłę, która dał mi Arek, który zdecydował się biec w moim tempie. Był przy mnie przez cały bieg, dopingował, podawał wodę i żele. Dałam z siebie wszystko, a uczucia, które mi towarzyszyły podczas przekraczania mety są nieporównywalne z niczym innym. Udowodniłam sama sobie, że jak czegoś chcę to mogę to zdobyć ciężką pracą, wytrwałością i uporem.
MARZEC
We Włoszech spędziłam 9 miesięcy podczas Erasmusa i jakoś tak się złożyło, że od czasu powrotu w 2013 nie byliśmy w tym pięknym kraju, właśnie aż do marca 2016. Przedłużony weekend we dwoje, podczas wiru ślubnych przygotowań to był czas, którego oboje potrzebowaliśmy. Kocham nasze długie rozmowy przy włoskim winie i genialnym jedzeniu. To też nas połączyło: miłość do podróży i dobrego jedzenia. Jestem wdzięczna za to, że mam z kim dzielić swoje pasje.



KWIECIEŃ
Ostatnie dni kwietnia spędziłam już w Polsce, upewniając się, że przygotowania do ślubu i wesela idą sprawnie, tak jak sobie założyliśmy. Kiedy myślę o tym wszystkim z perspektywy czasu jestem niesamowicie wzruszona tym, jak wiele dali mi moi bliscy podczas tych trudnych i czasami bardzo intensywnych dni. Uzyskałam pomoc, o której nawet nie marzyłam. Moje druhny stanęły na wysokości zadania, Arka świadkowie byli nieocenieni, a rodzice pomagali na każdym kroku. Arek był bardzo zaangażowany w przygotowania i wiem, że oboje czerpaliśmy z nich radość.
MAJ
No cóż, 1 maja stanęliśmy na ślubnym kobiercu, więc to właśnie moment, w którym wypowiadam łamiącym się głosem ze wzruszenia sakramentalne: 'tak’ jest tym, za co jestem niesamowicie wdzięczna. Po ponad 8 latach bycia razem, podczas których zdarzały się wzloty i upadki, podczas których poznawaliśmy się, a przy okazji odwiedziliśmy razem 18 krajów, przejechaliśmy tysiące kilometrów, przegadaliśmy jeszcze więcej godzin i wypiliśmy hektolitry wina. Spełniliśmy nasze ogromne marzenie i zostaliśmy mężem i żoną.

CZERWIEC
To był dla nas bardzo intensywny miesiąc, ale jeśli miałabym wybrać jeden moment, jedną chwilę, w której byłam szczęśliwa i wdzięczna, byłby to spacer po Toruniu. W Toruniu skończyliśmy licencjat, spędziliśmy tam 3 fajne lata naszego życia. Poznaliśmy ludzi, których po latach wciąż mogę nazwać przyjaciółmi, dziko imprezowaliśmy, ale też sporo się nauczyliśmy, o życiu, o sobie, o świecie. Do Torunia zawsze wracam chętnie, a jeszcze chętniej poddaję się sentymentowi i wspominam bez końca.

LIPIEC
Lipiec był wyjątkowo słoneczny i upalny, jak na warunki pogodowe panujące w Wielkiej Brytanii. Dlatego najbardziej zapamiętałam momenty spędzane nad rzeką, czy to z Arkiem, czy w większym gronie przyjaciół. Woda dla mnie ma w sobie coś magicznego i niezwykle mnie ciągnie nad jeziora, nad rzeki czy morza. A jeśli w grę wchodzi jeszcze piknik, schłodzone piwo czy dobre wino i spotkania z przyjaciółmi, to jestem najszczęśliwsza na świecie.
SIERPIEŃ
To kolejny miesiąc pełen spotkań z przyjaciółmi i rodziną. Mieliśmy sporo gości i to właśnie za te krótkie wizyty w Cambridge jestem niezwykle wdzięczna. Uwielbiam pokazywać Cambridge, niespiesznie spacerować uliczkami tego uroczego miasta, słuchać zachwytów nad jego pięknem, siedzieć leniwie nad rzeką i nadrabiać zaległości.
WRZESIEŃ
Mam w głowie taki jeden moment, kiedy to siedziałam na niewygodnej, bo kamienistej plaży w Brighton, Arek biegał, a ja zostałam z Bogusią sama i miałyśmy chwilę dla siebie. Słońce świeciło nam na twarze, zimne piwo smakowało lepiej niż zwykle, a my mogłyśmy sobie szczerze i od serca porozmawiać. Bez pośpiechu, bez patrzenia na zegarek, po prostu cieszyć się chwilą i sobą.

PAŹDZIERNIK
W październiku mój mąż spełnił swoje ogromne marzenie jakim było przebiegniecie maratonu w czasie poniżej 3 godzin. Jestem wdzięczna, za to, że mogłam obserwować jego kilkumiesięczne przygotowania (które zresztą możecie zobaczyć na jego vlogach), że mogłam patrzeć jak z uporem maniaka wstaje o 6 rano i wykonuje mordercze treningi. Widziałam jak ciężko na to pracował, więc stojąc na mecie i patrząc jak przekracza linię o czasie 2:57:59 łzy szczęścia pojawiły się momentalnie. Arka radość możecie zobaczyć na tym filmiku.

LISTOPAD
Bardzo lubię czytać, o czym zresztą już zdążyliście się przekonać. Jeśli chodzi o listopad, to jestem wdzięczna za… to że byłam chora. W domu spędziłam ponad tydzień i nie wychodząc z łóżka nareszcie miałam czas na nadrobienie zaległości. W tym czasie przeczytałam sporo książek, w końcu wzięłam się za instrukcję mojego aparatu i lekcje fotografii od JestRudo, a także obejrzałam sporo fajnych filmów. Jeśli miałabym wybrać coś co zrobiło na mnie największe wrażenie zdecydowanie byłaby to książka Wielka Magia Elizabeth Gilbert. Uświadomiła mi jak ważna w naszym życiu jest kreatywność i dążenie do szczęścia.
GRUDZIEŃ
Grudzień był pełen magii. Szczególnie druga połowa, kiedy przez równe dwa tygodnie codziennie zachwycałam się czymś nowym, dotąd nieznanym. Stany rzuciły na mnie urok i wiem, że jeszcze tam wrócę.
Trudno byłoby mi wybrać jeden moment, za który jestem wdzięczna. Ale skoro to ostatni miesiąc to może pozwolicie mi na małe odstępstwo i powiem, że jestem wdzięczna za wschody i zachody słońca? Nigdy nie widziałam piękniejszych… Te w Wielkim Kanionie, Dolinie Śmierci, na przypadkowych stacjach benzynowych, na których spaliśmy, w Santa Barbara, w Santa Monica i na Venice Beach. To dla mnie najpiękniejsze momenty w ciągu dnia, nieco okraszone magią. Często wtedy siadaliśmy przytuleni, planując kolejne dni i podsumowując to co się już wydarzyło.





Dotrwaliście do końca? Bo ja muszę przyznać, że podczas pisania tego posta nie raz musiałam wstać, pomyśleć i przypomnieć sobie momenty, do których nie wracam na co dzień. Podsumowania są fajne, pozwalają na wszystko spojrzeć z dystansu, zastanowić się nad tym co było dobre, a co złe. A muszę stwierdzić, że 2016 rok był dobrym rokiem. Życzę sobie i Wam, aby 2017 był tylko lepszy.
Robicie podsumowania? Jak w Waszym odczuciu wypadł 2016 rok?