Sztokholm to już 14 europejska stolica, którą odwiedziliśmy wspólnie. Jakie zrobił na nas wrażenie? Czy tam wrócimy? Czy szwedzkie cynamonowe bułeczki są tak dobre jak mówią?
Do Sztokholmu pojechaliśmy w odwiedziny do Marty i jej rodziny. Spędziliśmy wspólnie 4 cudowne dni, które pokrótce postaram się Wam opisać. To jak? Jesteście gotowi na szwedzką przygodę? Ubierzcie się ciepło, bo i tutaj zawitała angielska pogoda. Będzie zimno, mgliście i deszczowo.
DZIEŃ 1
Jest 5 rano a budzik brutalnie wyrywa nas ze snu. Egipskie ciemności za oknem wcale nie zachęcają do wychodzenia spod kołdry. Ale zaraz, zaraz! Perspektywa kolejnej podróży, odkrywania kolejnego nowego miejsca na ziemi jest na tyle przekonująca, że zwlekamy się i o 6:29 jesteśmy już w pociągu jadącym na Stansted (lotnisko położone zaledwie pół godziny jazdy pociągiem od Cambridge).
Podróż mija jak zawsze w mgnieniu oka, bo oboje zasypiamy jeszcze przed wzniesieniem się samolotu. A w Sztokholmie czeka na nas Marta! Witamy się jakbyśmy nie widziały się sto lat i wsiadamy do auta. Tam czekają na nas świeże, cynamonowe bułeczki i herbata w termosie. Iście po skandynawsku. Za oknem migają nam różnokolorowe drzewa, liście pięknie się odznaczają na wszechobecnej zieleni iglastych drzew.
W drodze do domu stajemy w Systembolaget, czyli sklepie mającym w Szwecji monopol na sprzedaż napojów alkoholowych o zawartości alkoholu powyżej 3,5%. Warto pamiętać, że sklepy te są zamknięte w niedziele, a w ciągu tygodnia ich godziny otwarcia tez nie są zbyt długie. Od poniedziałku do piątku alkohol możemy kupić w godz. 10.00-18.00, a w soboty w godz. 10.00-13.00. Zaopatrujemy się w kilka rodzajów szwedzkiego piwa, szwedzką single malt dla chłopaków i karton wina dla nas. Ceny są dosyć wysokie, za butelkę piwa trzeba zapłacić ok. 15 koron czyli ok. 7 zł. Karton 3 litrowego wina to koszt rzędu 100 zł.
Popołudnie spędzamy na zapoznawaniu się z dziewczynkami i Arkiem. Czytamy książeczki, gramy w gry, dużo się śmiejemy. Popijamy leniwie wino, leżąc na podłodze przy kominku. Widok roztaczający się z salonu na las jest nieziemski. To domek marzenie.
DZIEŃ 2
Wstajemy nieco później niż zamierzaliśmy. Rozmowy do białego rana i ilość wypitego wina sprawia, że wszyscy jakoś leniwie zasiadamy do śniadania. Podczas tego wyjazdu mamy okazję się przekonać, że Arek, mąż Marty, gotuje rewelacyjnie. Na śniadanie podaje przepyszną tofucznicę z warzywami. Do tego szwedzkie pieczywo… O jak dobrze zjeść chleb, który smakuje chlebem. Tutaj w Wielkiej Brytanii doskwiera nam brak dobrego pieczywa. Albo sama piekę (jak już się zbiorę), albo kupuję na targu, ale i jemu dużo brakuje do polskiego, chrupiącego, pachnącego chleba.
Dziś w planach mamy zwiedzanie starego miasta, więc powoli wychodzimy z leśnego domku. Staję sobie na szczycie schodów i rozglądam się dookoła. Zapach lasu, śpiewające ptaki i cudownie kolorowe liście na drzewach sprawiają, że czuję jakbym była w innym świecie. Trudno mi uwierzyć, że tylko pół godziny drogi dzieli ten leśny raj od centrum Sztokholmu.
Parkujemy niedaleko Fotografiska, czyli muzeum fotografii, jednak kolejka nieco nas odstrasza. Jest dziś cholernie zimno i trochę popaduje, więc nie za bardzo mamy ochotę czekać w tej długaśnej kolejce. Powolnym krokiem zmierzamy do centrum, po drodze zachwycając się panoramą miasta. Po chwili zatrzymujemy się na małe co nieco. Arek skusił się na burgera ze śledziem, a ja typowo na kanelbullar, czyli bułeczki cynamonowe.
Jesteśmy zauroczeni wąskimi uliczkami, przepięknymi i kolorowymi kamienicami. Witryny sklepów prezentują szwedzki minimalizm. Sklepy z artykułami do domu kuszą na każdym kroku. Przemarznięci szukamy schronienia i wybieramy wegetariańską knajpkę Hermans z bogato zastawionym bufetem. Szczęśliwcy, którzy zarezerwowali stolik wcześniej mają widok na całe stare miasto. Dla nas niestety nie starcza miejsca, więc zasiadamy w sali z wielkim stołem, na którym znajdziemy świeży chleb, pyszną tapenadę, domowej roboty ziołowe masło, wegetariańską lasagne, mnóstwo kolorowych sałatek i gulaszy. Jest kolorowo, zdrowo i pysznie. Cena to 169 koron od osoby, ale pamiętam, że była tam promocja dla studentów i z legitymacją przy zakupie dowolnego napoju można uzyskać dostęp do bufetu w niższej cenie.
Hermans, Fjällgatan 23B, 116 28 Sztokholm
Pewnie się domyślacie jak spędzamy wieczór?
DZIEŃ 3
Dziś jakoś wstawało się łatwiej. Bólu głowy tym razem nie było, chyba przyzwyczailiśmy się do tego świeżego powietrza (hahaha!). Arek dziś serwuje na śniadanie pyszne smoothie, a my powoli szykujemy się na spacer i odkrywanie sąsiedztwa. Marta wraz z rodziną mieszka w Tyreso, malowniczo położonej miejscowości niedaleko Sztokholmu. Domek znajduje się w środku lasu, a do wzgórza, z którego roztacza się cudowny widok na jezioro, dzieli go zaledwie 10 minutowy spacer. Matylda wędruje z nami, dużo się śmiejemy, podziwiamy widoki, rozmawiamy i nadrabiamy zaległości, bo wiemy, że niedługo będziemy musieli wyjeżdżać.
Popołudnie spędzamy w centrum, tym razem odkrywając genialną dzielnicę… Marta wie co lubię, więc prowadzi nas do second handów i vintage shopów. Z tej podróży przywiozłam miękki i bardzo ciepły szalik wykonany z wełny i kaszmiru znanej szwedzkiej firmy Tiger of Sweden. Kolejną pamiątką przypominającą mi ten wypad są skórzane botki, wykonane z czarnej skóry. Szukałam takich od dawna, proste, klasyczne pasujące do wszystkiego.
Stockholms Stadsmissions, Hornsgatan 58, 118 21 Sztokholm oraz Röda Korset, Hornsgatan 56, 11861 Sztokholm
Deszcz nie daje za wygraną, więc biegniemy zregenerować siły w jednej z ulubionych kawiarni Marty. Moi towarzysze decydują się na kawę, ja wybieram aromatyczną zieloną herbatę. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia, a po bliższym rozeznaniu moja miłość zapłonęła jeszcze gorętszym uczuciem. To było pierwsze miejsce jakie odwiedziłam, w którym parzono moją zieloną herbatę w odpowiedniej temperaturze i przez odpowiedni czas. I to w dodatku na moich oczach. Podobnie zresztą dzieje się tutaj z kawą. Przez cały pobyt wpatrywałam się jak zaczarowana w panią, która tak zgrabnie napełniała kolejne dzbanuszki i z największą starannością parzyła kawę.
Johan & Nyström Konceptbutik, Swedenborgsgatan 7, 118 48 Sztokholm
Potem czeka nas jeszcze ekscytująca przejażdżka sztokholmskim metrem. A co w niej takiego niezwykłego? A no fakt, że każda ze stacji, która została wyryta w skale jest swoistą galerią sztuki. Przygotuję dla Was osobny wpis na ten temat, ale dopiero po kolejnej wizycie w krainie łosi!
DZIEŃ 4
Dzień zaczynamy od pysznych gryczanych placuszków przygotowanych przez Martę. Potem wszyscy wychodzimy przed dom, bo jesteśmy ciekawi reakcji Arka na zapach i smak kiszonych śledzi, w które wczoraj się zaopatrzył. Wiecie, że przewożenie tego szwedzkiego przysmaku w samolotach jest zabronione? I wcale się nie dziwię, ledwie Arek otwiera puszkę a do nas dolatuje ten specyficzny zapach. Lubię próbować nowe smaki, jednak tutaj podziękowałam… Mina Arka nie zachęcała.
Powoli pakujemy plecaki do auta i ruszamy na ostatni spacer po Sztokholmie. Po drodze przystajemy na małą sesję, której wyniki możecie zobaczyć na fotograficznej stronie Marty Mytych Photography. Mamy niesamowicie piękną pamiątkę z tej wyprawy w postaci pięknych kadrów.
Jedziemy na targ i tym razem wybieramy normalne śledzie, a także zapiekankę ziemniaczaną z łososiem. Jedzenie w Szwecji nas nie rozczarowało!
Östermalms Saluhall, Östermalmstorg, 114 42 Sztokholm
Czym byłaby kolacja bez deseru? Ostatnie wspólne chwile spędzamy w kawiarnio-piekarni Fabrique pijąc genialną herbatę i zajadając się cynamonowymi bułeczkami.
Fabrique, Nybrogatan 6, 114 34 Sztokholm
Arek zamknął naszą podróż w 6 minutowym filmiku. Tylko zobaczcie!
A jeśli wciąż Wam mało to Marta niedawno zamieściła swoją relację z tego weekendu na Veganama.pl.