Tag: podroze

PODRÓŻ PO WŁOSZECH Z DZIECKIEM – CZY TO SIĘ MOŻE UDAĆ?

Czy Włochy są dobrym kierunkiem na podróże z dzieckiem? Jak zaplanować podróż po Włoszech? Który region wybrać?

Włochy są doskonałym kierunkiem na podróże z dzieckiem. Dlaczego?

Powodów jest mnóstwo. Po pierwsze, Włosi kochają dzieci. To ile komentarzy, zachwytów, zaczepek i uśmiechów dostaliśmy tylko dlatego, że towarzyszyła nam Julia przechodzi ludzkie pojęcie. To naród, który bardzo mocno pielęgnuje wartości rodzinne i widać to na każdym kroku. A widok Arka z Julką w nosidle wzbudzał tyle zachwytów, że co i rusz musieliśmy przystawać na krótkie pogawędki z lokalsami. To świetny sposób na złapanie kontaktu z Włochami!

Po drugie, w zależności od wieku dziecka i tego jakie aktywności preferujemy na pewno znajdziemy miejsce, które zaspokoi potrzeby każdej rodziny. Plaże, parki, urokliwe miasteczka, duże miasta, muzea, góry, jeziora, winnice, baseny… Wyliczać można bez końca.

Po trzecie, jedzenie. No tutaj mogłabym się rozpłynąć w zachwytach. Doskonałe, sezonowe owoce i warzywa (dla nas świetne doświadczenie ze względu na początki rozszerzania diety Julki), pizze, makarony, wybitne dolci, sery, wędliny. Starsze dzieci na pewno odnajdą ulubiony makaron z sosem pomidorowym czy pizzę w menu każdej knajpy.

Po czwarte, gdziekolwiek nie pojedziemy, gwarantuję, że będzie pięknie.

Po piąte, piękna, słoneczna pogoda. Wiadomo, nikt nie da gwarancji jeśli chodzi o coś tak zmiennego jak warunki atmosferyczne, ale jednak prawdopodobieństwo, że trafimy na słoneczko jest bardzo duże. Warto jednak pamiętać, że w lipcu i sierpniu nie tylko na południu, może być ekstremalnie gorąco, dlatego trzeba dostosować aktywności z rodziną do pogody.

Jak się przemieszczać po Włoszech?

Włochy są doskonale skomunikowane. Zarówno połączenia autokarowe jak i podróże pociągiem są wygodną alternatywą dla podróży samochodem. To też świetna destynacja na krótki wypad weekendowy, a tanie linie lotnicze mają bogatą ofertę lotów do słonecznej Italii. Przy planowaniu podróży na pewno warto skorzystać z wyszukiwarki i porównywarki cen Omio.

Od początku wiedzieliśmy, że nasz pobyt we Włoszech będzie intensywny, ale baliśmy się jechać z Julką w tak długą podróż autem. Zdecydowaliśmy się na kompromis i dlatego Arek przyjechał do Neapolu autem, a ja z Julką przyleciałyśmy do Neapolu z Katowic korzystając z połączenia Ryanair’a.

Z Bolonii do Florencji pojechaliśmy pociągiem – tak było szybciej i wygodniej. Ze względu na szczyt sezonu sytuacja z parkingiem w mieście była kłopotliwa. Długie oczekiwanie na wolne miejsce, a cena to około 50 euro za dzień. A jak już mówimy o drogich parkingach to w Positano płaciliśmy 12 euro za godzinę. Kolejna rzecz, którą warto mieć na względzie, gdy wybieramy się autem do turystycznych miejsc.

No dobrze, ale…

Gdzie się wybrać?

Ostateczną trasę naszego roadtripu po Włoszech dyskutowaliśmy do samego końca. A to dlatego, że chcieliśmy pojechać WSZĘDZIE i zobaczyć WSZYSTKO. Najgorsze jest to, że po miesiącu w Italii lista miejsc, które chciałabym zobaczyć nie skurczyła się, a wręcz przeciwnie – powiększyła się, a ja już czekam na kolejną podróż do słonecznych Włoch. Tym razem postawiłabym na północ i zwiedziła Lago di Como, Lago di Garda, Cinqe Terre oraz Dolomity. To na pewno propozycje dla rodzin lubiących aktywnie spędzać czas na górskich wędrówkach, kąpielach w jeziorach, jeździe na rowerze czy uprawianiu sportów wodnych.

Oto nasza trasa:

  1. Neapol
  2. Pompeje
  3. Wybrzeże Amalfi
  4. Ostuni
  5. Ceglie Messapica
  6. Trani
  7. Torano Nuovo (Emidio Pepe agriturismo)
  8. Perugia
  9. Montaione
  10. Greve in Chianti
  11. Piza
  12. Rosignano Solvay
  13. San Gimignano
  14. Ferrara
  15. Bolonia
  16. Rimini
  17. Florencja

Czy wszystkie te miejsca nadają się na podróż z dzieckiem? To zależy. Wiadomo. Julka jest jeszcze mała więc wiele aktywności musieliśmy dostosować do jej drzemek, faktu, że nie możemy zbyt dużo czasu spędzać w aucie oraz unikania czasu w miastach w trakcie największych upałów.

Żałujemy, że zdecydowaliśmy się na dwa dni w Neapolu. To jednak bardzo duże, głośne miasto, po którym trudno porusza się wózkiem (od kiedy mamy bobasa zaczęliśmy zwracać uwagę na rzeczy, które wcześniej nie stanowiły najmniejszego problemu).

Pompeje mimo swojego niezaprzeczalnego piękna, zwiedziłabym w chłodniejszy dzień. Brak cienia potęgował wysoką temperaturę podczas zwiedzania ruin.

Toskania i Umbria to doskonały wybór. Mnóstwo zieleni, winnic, a także urokliwych małych miasteczek usytuowanych na wzgórzach, gdzie można leniwie spędzić czas. Warto wtedy w najcieplejszym momencie dnia udać się do muzeum czy do winnicy, gdzie w cieniu można urządzić sobie piknik. To też doskonała baza wypadowa nad morze, gdzie w krystalicznie czystej wodzie można szukać ukojenia.

Jeśli chodzi o miejsce, w którym czuliśmy się najlepiej i chętnie wrócilibyśmy w przyszłości to Emidio Pepe Agriturismo. To niewielka posiadłość należąca do producenta jednego z najlepszych czerwonych win na świecie. Emidio Pepe to postać kultowa, a możliwość spróbowania jego win z widokiem na winnicę, wielobarwne pagórki i urokliwe miasteczko w tle to było niepowtarzalne doświadczenie. Pensjonat teraz prowadzą dzieci i wnuki Emidio, który niespiesznie przechadzał się i zagadywał do gości. Na terenie posiadłości znajduje się muzeum wina, przepiękny basen, trasy spacerowe pomiędzy bujnymi winoroślami. Zjedliśmy tam też najpyszniejszą kolację degustacyjną w życiu. Oparta była na składnikach lokalnych, która większość rośnie u nich w ogrodzie. Niezapomniane doświadczenie – Włochy w pigułce – przepyszne jedzenie, uśmiechnięci i przesympatyczni ludzie z pasją, doskonałe wino i przepiękne widoki. Polecamy!

Tak więc odpowiadając na pytanie postawione w tytule tego wpisu – czy podróż po Włoszech z dzieckiem może się udać? Oczywiście! Warto jednak mieć na uwadze pogodę i to co Twoja rodzina lubi robić. Jestem jednak przekonana, że wybierając się do Italii na wakacje wrócicie z niezapomnianymi przeżyciami.

*wpis sponsorowany przygotowany we współpracy z serwisem omio.com

TRUDNY POWRÓT DO DOMU – KWARANTANNA W NORWEGII

Ostatnie półtora tygodnia były dla mnie pełne wzlotów i upadków. Zamiast babskiego wypadu i oderwania się od rzeczywistości, musiałam codziennie zmagać się z podejmowaniem trudnych decyzji.

W środę wieczorem wylądowałam w Gdańsku, gdzie spotkałam się z moją przyjaciółką. Była pyszna kolacja w Mięsny/Niemięsny, piwko, gin z tonickiem i pogaduchy. Kiedy mieszka się tak daleko od siebie, każda chwila spędzona razem jest bardzo ważna. Pierwszą połowę czwartku spędziłyśmy razem, a kiedy odstawiłam Olę na dworzec poszłam na spacer po mieście i kolację w Słonym Spichlerzu. Niczego nawet nie przeczuwając, wróciłam do wynajmowanego apartamentu i odpaliłam „Kuchenne rewolucje” i wtedy otrzymałam maila od Wizzair. Mój lot powrotny do Bodo w następną środę został odwołany ze względu na koronawirusa. Norwegia wprowadziła restrykcje, które miały wejść w życie od poniedziałku.

Jutro, czyli w piątek miałam lecieć do Sztokholmu. Tam spotkać się z Martą, spędzić czas razem na babskich pogaduchach, robieniu zdjęć, zakupach w lumpeksach i spacerach po lesie.

Lecieć do Szwecji? Nie lecieć? Nie poleciałam. Bałam się, że utknę w Szwecji bez możliwości powrotu, czy to do Polski, czy do Bodo. Przebookowałam bilety do Bodo na pierwszy możliwy, bezpośredni lot na niedzielę. Kiedy i ten lot odwołano, postanowiłam zostać w Polsce. Wtedy Arek jeszcze normalnie chodził do pracy. Sytuacja zmieniała się dynamicznie i kiedy i jego miejsce pracy zamknięto, a dano nam „tymczasowe wypowiedzenie z pracy” chcieliśmy, żeby Arek przyjechał do Polski. Można było przedostać się do Szwecji drogą lądową i potem promem do Gdyni. Wciąż napływały do nas sprzeczne informacje dotyczące formalności związanych z zasiłkiem w Norwegii, ubezpieczeniem, pracą, zamykaniem granic, kwarantanną… Koniec końców zrobiliśmy podsumowanie zysków i strat, a wiedzieliśmy, że chcemy być w tym trudnym czasie razem, a podjąć jakąś decyzję musimy szybko, bo zaraz pewnie żadne z nas nie mogłoby się przedostać gdziekolwiek.

Opcji nie miałam za wiele. Zarezerwowałam więc lot do Oslo przez LOT, który z ramach lotu do domu leciał po pasażerów do Norwegii (mam bardzo mieszane uczucia dotyczące tych lotów, bo gdyby nie tak szybka decyzja premiera o zamknięciu granic, wielu z nas mogłoby dotrzeć do swoich domów lecąc innymi liniami – tańszymi). Na pokładzie było 8 pasażerów… Podejrzewam, że samolot do Polski był pełen, ale do Oslo leciało jedynie 8 podróżujących. Po przylocie wciąż zżerał mnie stres, bo mimo że moi znajomi zostali wpuszczeni do Norwegii bez problemu po okazaniu dokumentów świadczących o tym, że w Bodo pracują i żyją, to w wielu źródłach informowano, że do Norwegii wjechać mogą jedynie obywatele bądź mieszkańcy z pozwoleniem na pobyt. Ja takiego pozwolenia nie posiadam.

Przy okienku pan zapytał o paszport oraz cel podróży. Podałam również mój numer ubezpieczenia społecznego oraz miejsce pracy. Pan wykonał jeden telefon, po czym z uśmiechem powiedział, żebym odebrała swój bagaż i bezpiecznie leciała do Bodo. Kamień z serca! Najbardziej ryzykowny etap podróży za mną… Nikt nie sprawdzał temperatury, nie dostałam ani nie wypełniałam żadnych formularzy dotyczących kwarantanny, którą muszę przejść.

Na lotnisku miałam 7h. Wiele lotów krajowych odwołano, stąd taki długi czas oczekiwania. Na lotnisku było zdecydowanie więcej pasażerów niż na Okęciu, gdzie wszystko było pozamykane (co oczywiście rozumiem). Jednak nigdzie nie można było napełnić butelki z wodą, a krany w łazienkach były tak zamontowane, że nie było szans żeby butelkę napełnić. Może brzmi to trywialnie, dla mnie jednak picie wody jest dosyć ważne.

Na lotnisku w Oslo otwarty był kiosk, piekarnia, kawiarnia, apteka i Peppes Pizza i Burger King. Po lotnisku kręciło się sporo wojska. Kiedy w końcu oddałam bagaż i przeszłam odprawę i weszłam do samolotu powoli docierało do mnie, że jednak się udało i za dwie godziny będę w domu. W samolocie niestety, zamiast od razu przetasować miejsca i rozmieścić ludzi w jakiś odstępach, to najpierw pozwolono każdemu zająć swoje miejsce, a dopiero po 10 minutach sprawdzano czy wszyscy z rzędzie podróżują ze sobą i ewentualnie proponowano inne miejsce. I tak przez 10 minut siedziałam ściśnięta koło starszej pary.

Po przylocie do Bodo nie odbyła się żadna kontrola, ani paszportowa, ani żadna inna. Nikt nie kontrolował absolutnie niczego. I gdyby nie to, że traktuję poważenie zalecenia dotyczące kwarantanny (która w Norwegii jest zdecydowanie mniej restrykcyjna niż w Polsce – na stronie Ministerstwa Zdrowia zaleca się niewychodzenie z domu, unikanie tłumów, niechodzenie do restauracji czy kawiarnii, ale nie ma zakazu wychodzenia; wprost piszą o korzystaniu ze świeżego powietrza; osoby mieszkające ze mną nie są automatycznie poddane kwarantannie), mogłabym robić co mi się żywnie podoba…

Teraz jestem w domu, próbuję dostosować się do obecnej sytuacji, czytam, oglądam Netflixa, gotuję, biegam (rano, gdy na ulicach nie ma nikogo), uprawiam jogę. Wróciłam do medytacji, zaczęłam uczyć się kaligrafii. W planach mam również pracę nad moim norweskim i @dreamerscompany.pl. Chcę sobie również dać przestrzeń na odpoczynek i nic nie robienie, a to będzie dla mnie najtrudniejsze.

Czy podjęłam dobrą decyzję wracając do Norwegii? Czy powinnam była zostać w Polsce? Tego zapewne dowiemy się niedługo, gdy pojawią się kolejne decyzje poszczególnych rządów.