W poprzednich wpisach z serii #projektdzik mogliście śledzić mój progres w powrocie do formy, a także moje przygotowania do biegu ulicznego w moim rodzinnym mieście Jastrzębiu-Zdroju. Dziś opowiem Wam o tym, jak minęły mi ostatnie tygodnie, jak wyglądały moje treningi i czy udało mi się najzwyczajniej w świecie schudnąć.
Czy to dzik czy nie dzik chciałabym zapytać. Od lutego razem z Martą z bloga Veganama i moim mężem Arkiem, postawiliśmy sobie za cel powrót do formy. W tym celu każdy z nas wybrał jakieś sportowe wydarzenie, na którym mógłby sprawdzić siebie i mieć po prostu cel, który będzie wyznacznikiem treningów. Read More
Powroty bywają trudne. A szczególnie powroty do formy, do czystej michy i do wstawania skoro świt. Ale wiecie co? Po kilku tygodniach, to co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, trudne i wykraczające poza moją strefę komfortu stało się częścią codziennej rutyny. I to właśnie o to walczę w #projektdzik.
Powrót do formy to hasło, które przewija się w moich notatkach, listach to do, planach od dawien dawna. Aktywność fizyczna już od dobrych kilku lat przewija się w moim życiu z większą, a czasami mniejszą intensywnością. Biegam całkiem szybko, nie mam problemów z ukończeniem nawet najtrudniejszych programów treningowych Ewy Chodakowskiej. Ale wymarzonej figury nadal nie mam. Więc o co chodzi?