Założę się, że Wielki Kanion widnieje na listach podróżniczych marzeń większości z Was. Ale czy słusznie? Czy Wielki Kanion jest rzeczywiście tak piękny i majestatyczny? Czy i co warto zobaczyć w tym parku narodowym?
W Las Vegas wylądowaliśmy późnym wieczorem, zdążyliśmy jedynie zrobić szybkie zakupy, ale zmęczenie dawało o sobie znać, więc zamiast szaleć w kasynach wybraliśmy ciepłe łóżka. To był nasz jedyny nocleg w hotelu, więc postanowiliśmy korzystać z dobrodziejstw wygodnych materacy i gorącej wody póki mieliśmy taką okazję. Obudziliśmy się mimo wszystko dosyć wcześnie, oboje o 5 rano czuliśmy się wyspani i wypoczęci. Nie było więc na co czekać, zebraliśmy nasze bagaże, wyskoczyliśmy na zakupy do Walmarta, gdzie zaopatrzyliśmy się w sprzęt, który miał nam towarzyszyć przez najbliższe dwa tygodnie. Spać chcieliśmy w aucie, więc potrzebowaliśmy ciepłych śpiworów, jakiegoś cienkiego materaca, ale również kuchenki gazowej i podstawowych artykułów spożywczych.
Wyjeżdżając z Las Vegas towarzyszyło nam piękne słońce. Przed nami ponad 4 godziny drogi (przy planowaniu podróży z Las Vegas weźcie pod uwagę godzinną różnicę czasu jaka dzieli Nevadę i Arizonę). Kolejna praktyczna wskazówka: zgrajcie sobie sporo muzyki na pendriva czy telefon, w radio lecą albo szlagiery country, albo radio tak wściekle przerywa i traci zasięg, że nie da się tego słuchać.
Kiedy dopada nas głód postanawiamy przetestować nasz nowy sprzęt. Zaopatrzyliśmy się w zupki chińskie i to właśnie zupkę z noodlami zajadamy ciesząc się ciepłymi promieniami słońca. Mimo śniegu, jest całkiem przyjemnie. Robimy zapas herbaty do termosu i ruszamy dalej.
Zaopatrzyliśmy się w roczną kartę wstępu do parków narodowych (Annual Pass National Parks), która kosztowała 80$ i upoważniała do wstępu do wszystkich parków narodowych na terenie Stanów Zjednoczonych. Na karcie mogą widnieć dwa imiona i nazwiska i to właśnie te osoby są upoważnione do korzystania z karty. Przy wjeździe do parku należy okazać dokument ze zdjęciem. Warto dodać, że na jedną kartę America the Beautiful mogą wjechać max. 4 osoby. Koszt pojedynczego biletu to 25$, więc rachunek jest prosty. Więcej o tej karcie przeczytajcie na Interameryka.
Przy wjeździe do parku dostaliśmy mapkę, na której zaznaczone były wszystkie punkty widokowe, pola kempingowe oraz trasy autobusów. To jest akurat coś co mnie zaskoczyło, na wszystkich trasach kursują darmowe autobusy. Podobna mapka dostępna jest tutaj.
Ze względu na to, że nie zostało zbyt dużo czasu do zachodu słońca decydujemy się na zwiedzanie trasą Hermit Road, która jest krótsza niż Desert View Drive, którą planujemy zrobić następnego dnia. Już przy wjeździe opada nam szczęka, pomiędzy drzewami prześwitują widoki, które do tej pory kojarzyliśmy jedynie z widokówek i zdjęć w magazynach podróżniczych. Jedyne co nas bardzo zaskoczyło to temperatura i okropnie zimny wiatr. Mimo, że widoki są genialne, to nasze przystanki są bardzo krótkie, bo mimo czapek, rękawiczek, szalików i kilku swetrów po prostu jest nam cholernie zimno. Wygląda więc to tak: zatrzymujemy auto, zakładamy na siebie wszystkie warstwy, wypadamy z auta, robię zdjęcia, Arek nagrywa, przystajemy na chwilę wzdychamy do siebie i biegiem wracamy do auta, odpalamy ogrzewanie na full i dopiero po chwili zdejmujemy rękawiczki, aby napić się gorącej herbaty.
Słońce powoli opada, a z każdym punktem, na którym przystajemy widoki są coraz piękniejsze. Światło jest niesamowite, barwy zmieniają się w okamgnieniu. Co mnie niesamowicie zadziwia to to, że wciąż patrzymy na ten sam Kanion, a po przejechaniu zaledwie kilometra, na kolejnym punkcie widokowym wygląda inaczej, jeszcze bardziej zjawiskowo.
Moim ogromnym marzeniem, oprócz zobaczenia Wielkiego Kanionu, było podziwianie, zarówno wschodu, jak i zachodu słońca, w tych pięknych okolicznościach przyrody. Udało mi się spełnić oba te życzenia.
Tylko zobaczcie, gorąca herbata z termosu z takim widokiem smakowała najlepiej na świecie…
Długo jeszcze siedzieliśmy w aucie i spoglądaliśmy przez szybę na ostatnie promienie padające na kanion. Zaczęliśmy też powoli planować to, gdzie się prześpimy, bo nie chcieliśmy ryzykować i spać na terenie parku. Wyjechaliśmy więc i wróciliśmy do miasteczka, które leży zaledwie kilka kilometrów od bramek. Szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy się rozgrzać i zjeść coś dobrego. Tyle się nasłuchałam, że w Stanach zjem najlepsze meksykańskie jedzenie, więc kiedy zobaczyliśmy zajazd Plaza Bonita z pełnym parkingiem wiedzieliśmy, że to strzał w 10. I się nie pomyliliśmy. Najedzeni, nieco rozgrzani zaczynamy szukać miejsca, gdzie moglibyśmy przenocować pierwszy raz w aucie, wybór pada na spory parking pod McDonaldem, gdzie oprócz nas stoi kilka kamperów i aut osobowych. Korzystamy z dobrodziejstw darmowego internetu i toalety i padamy ze zmęczenia. Pierwsza noc w aucie dała nam nieco popalić, -10 stopni na zewnątrz jest odczuwalne i Arek wstaje kilka razy w nocy, aby uruchomić ogrzewanie. Spod śpiwora wystaje mi tylko mój czerwony z zimna nos. Generalnie nie było źle, okazuje się, że w samochodzie można spać całkiem wygodnie, jednak temperatura mogłaby być nieco wyższa.
Pobudka o 6 wcale do łatwych nie należy. Chcemy zdążyć na wschód słońca, a przez ten mróz woda na herbatę nie chce się zagrzać. Zjadamy na szybko kanapkę z serem zamiast planowanych tostów i ruszamy. Widać, że nie tylko my wpadliśmy na pomysł podziwiana Wielkiego Kanionu z samego rana, bo sporo aut zmierza w kierunku wjazdu do parku. Na parkingu pod Visitor Centre jest już całkiem pełno. Zmierzamy na najbliższy punkt widokowy czyli Mather Point.
Trochę ze zdziwieniem przyglądam się ludziom, którzy w japonkach zmierzają, aby podziwiać jeden z najpiękniejszych wschodów słońca jakie widziałam. Już bardziej rozumiem panią, która okryła się kołdrą.
Nie wiem co było piękniejsze, wschód czy zachód. Podczas wschodu kanion pięknie oblewał się błękitem i różem. Coś niesamowitego.
Zanim ruszymy do Desert View rozgrzewamy się herbatką w kawiarni zaraz przy Visitor Center. W sklepikach z pamiątkami można zaopatrzyć się w naprawdę cudne pocztówki i plakaty.
Warto dodać, że darmowe autobusy nie jeżdżą trasą do Desert View i można się tam dostać jedynie swoim środkiem transportu. Przy tym punkcie widokowym jest wieża obserwacyjna, na którą można się wspiąć. Pewnie zastanawiacie się skąd taka pustynna nazwa tego punktu? Zobaczcie, widoki tutaj nieco się różnią od tych wczorajszych. Kolory są inne, w oddali widać już płaski teren dookoła Kanionu.
W środku wieży są też pieczątki, które na pamiątkę można sobie przybić w paszporcie. Nie mogłam tego przepuścić!
Na parkingu znajduje się również ujęcie wody pitej, a tablice zachęcają do napełnienia butelek. Robimy zapasy i powoli ruszamy w drogę powrotną, zaliczając kolejne punkty obserwacyjne. Dziś wychodzi się z auta zdecydowanie łatwiej, słońce mocno grzeje, wiatr jakby zelżał i przystanki trwają nieco dłużej. Wciąż i wciąż gapimy się w Kanion nie wierząc w piękno tego cudu natury.
Ruszamy w drogę! Wracamy do Las Vegas żeby wcześnie rano wyruszyć do Doliny Śmierci.
Jak Wam się podoba Wielki Kanion? Też znajduje się na Waszej podróżniczej liście marzeń?