Prawie dwa lata temu drżąc ze strachu publikowałam tekst o zmianach i naszej przeprowadzce. Ponad 2 lata temu wsiadłam w samolot z Londynu do Bydgoszczy pełna obaw, ale jednocześnie podekscytowana, bo już wtedy wiedziałam, że to decyzja, która zmieni nasze życie.
Vol. 2 – ciekawe ile jeszcze będzie odcinków serialu zwanego życiem pod tytułem przeprowadzka?
Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Baliśmy się. Czy znajdziemy pracę, czy znajdziemy mieszkanie, czy nam się spodoba i czy nie będziemy samotni na drugim końcu świata. Czy nas ktoś nie oszuka, czy nie pożałujemy, że zostawiliśmy „bezpieczne” życie za sobą.
Żadna z tych obaw się nie spełniła. W Australii od samego początku sprzyjało nam szczęście. Dobrze płatną pracę dla Queensland Government rozpoczęłam dokładnie miesiąc po przylocie. Arkowi zajęło nieco dłużej, nie udało mu się też znaleźć pracy w zawodzie, ale traktowaliśmy to jako część przygody. Kupiliśmy wymarzonego jeepa, zaopatrzyliśmy się w namiot na dach, który sprawił, że pokochaliśmy kempingowanie.
Podróżowaliśmy w każdej wolnej chwili, powoli zadomawialiśmy się w Brisbane, zawieraliśmy pierwsze znajomości.
Zgodnie z zasadami naszej wizy, aby ją przedłużyć o kolejne 12 miesięcy musieliśmy wyjechać na północ Australii. Postanowiliśmy wykorzystać tę okazję i na północ posuwaliśmy się wyjątkowo wolno – zorganizowaliśmy sobie miesięczny roadtrip, podczas którego podróżowaliśmy wzdłuż wschodniego wybrzeża, odkrywaliśmy rajskie plaże i zakochiwaliśmy się jeszcze bardziej w tego typu podróżach. Gdzie nie ograniczało nas kompletnie nic. Spaliśmy na darmowych kempingach, byliśmy blisko natury, uczyliśmy się australijskiego życia.
Kolejne 5 miesięcy spędziliśmy pracując w knajpach położonych nad samym oceanem. Mieszkaliśmy 10 minut spacerem od plaży, przy której nota bene mieszkały krokodyle, oglądaliśmy najpiękniejsze wschody słońca. Żyliśmy wolno. Z dnia na dzień. Ciesząc się tym co mamy i czego doświadczamy. Szybko staliśmy się częścią małej, lokalnej społeczności. Znów znaleźliśmy nowy dom, więc kiedy po 5 miesiącach urządzaliśmy imprezę pożegnalną na plaży, pod gwiazdami, z ogniskiem i tańcami na piasku, serce krwawiło, że po raz kolejny zostawiamy za sobą to co kochamy i znamy.
Postanowiliśmy sobie zrobić wakacje i wyjechaliśmy na miesiąc na Bali. Była joga, genialne jedzenie, jeżdżenie na skuterku i pierwsza styczność z podróżami po Azji.
No ale wróćmy do australijskiej przygody – po raz kolejny uśmiechnęło się do mnie szczęście. Przeszłam 4 etapowy proces rekrutacji i zostałam zatrudniona po raz kolejny przez Queensland Government, więc wróciliśmy do Brisbane. Tym razem wracaliśmy na stare śmieci – do znajomych, do miejsc, które lubiliśmy. W każdej wolnej chwili podróżowaliśmy, tym razem znacznie częściej ze sporą ekipą znajomych, którzy zawsze są chętni na wyrwanie się z miasta. A że Brisbane położone jest w przyzwoitej odległości zarówno od oceanu jak i gór czy soczyście zielonych lasów deszczowych, wyskoczyć można na weekend czy tylko na jeden dzień.
Przyjaźnie się zacieśniały, a my coraz bardziej czuliśmy, że Australia to kraj, w którym chcemy zamieszkać na dłużej. Zaczęliśmy więc kombinować, sprawdzać jakie mamy opcje i niestety odpowiedzi były dość jednoznaczne i rozczarowujące – z naszym wykształceniem i doświadczeniem na wizę sponsorowaną nie mamy co liczyć. Dostępne opcje: wiza studencka, bądź rozwód i znalezienie partnera z australijskim obywatelstwem. Oczywiście z przymróżeniem oka.
Jak więc widzicie powód naszej wyprowadzki jest prozaiczny: kończy nam się wiza. Wracamy więc na chwilkę do Polski. Mamy przed sobą ekscytujący czas, bo będziemy świadkami tego jak nasi przyjaciele powiedzą sobie „tak”. Odwiedzimy też stare kąty, za którymi po dwóch latach naprawdę się stęskniliśmy. I nie powiem, marzę o pysznych pierogach, ogórkach kiszonych, plackach ziemniaczanych czy kluskach śląskich. No i o naleśnikach z twarogiem.
Co potem? Dobre pytanie. Jeszcze nic pewnego, ale chcemy wyjechać na 3 letnie miesiące do miejsca, w którym nas jeszcze nie było. Popracować, pozwiedzać, znów nauczyć się o sobie czegoś nowego. Wrzesień chcemy spędzić w Polsce, bo szykuje nam się kolejne, ważne dla nas wesele. A co od października? Przygoda. Jaka? Tego jeszcze nie wiemy.